Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

O wszystkim, co nie dotyczy weksli i windykacji, ale - według ciebie - powinno znaleźć się na tym forum
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 11 paź 2012, 15:01

10 powodów, dzięki którym świat usłyszał o Polsce
http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/10-powo ... to12856007
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 11 paź 2012, 15:03

Rachunek za telefon wysokości 12 bilionów euro

Mieszkanka miejscowości Pessac, na zachodzie Francji, otrzymała rachunek za telefon opiewający na blisko 12 bilionów euro, co stanowi sześciokrotną wartość rocznej produkcji przemysłowej Francji.

Solenne San Jose zwróciła się do firmy telekomunikacyjnej o zamknięcie jej rachunku i poinformowanie o należnościach do uregulowania po tym, jak straciła pracę jako asystentka nauczyciela. Nie spodziewała się jednak, że otrzyma rachunek opiewający na 11 bilionów 721 miliardów euro - informuje w czwartek BBC.

- Prawie dostałam ataku serca. Tam było tyle zer, że nie mogłam się nawet zorientować, ile to pieniędzy - powiedziała.

Kobieta zdenerwowała się jeszcze bardziej, gdy pracownica działu obsługi zakomunikowała jej, że nic nie można zrobić w sprawie wygenerowanego przez komputer rachunku, a następnie zaproponowała rozłożenie płatności na raty.

Ostatecznie sprawa się wyjaśniła. Firma telekomunikacyjna oświadczyła, że astronomiczna suma na rachunku pani San Jose to skutek błędu drukarki oraz nieporozumienia między klientką a pracownicą działu obsługi, a rzeczywista należność wynosi niecałe 118 euro. Za całe zamieszanie firma przeprosiła i zaproponowała, że sama uiści należną sumę.

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/5274741 ... rukuj.html
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 11 paź 2012, 21:47

Putin jako przewodnik klucza żurawi
http://fakty.interia.pl/ciekawostki/new ... in,1851980
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 13 paź 2012, 10:02

Studia tracą wartość. Dyplom dziś jak kiedyś matura

W amerykańskim senacie zasiada 90 senatorów. Wymagana większość to dwie trzecie. Pytam, ilu musi głosować, by decyzja została podjęta. - Nie wiem. I w ogóle co za pytanie! Będę przecież prawnikiem, nie matematykiem - złości się studentka
Za kilka lat magistrem lub inżynierem będzie co drugi Polak przed trzydziestką! - prognozuje najnowszy raport Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, w skrócie: OECD. Osiągniemy tym samym najlepszy wynik na świecie. O tylu tytułach naukowych w przeliczeniu na głowę młodego mieszkańca inne kraje mogą tylko pomarzyć. Nawet akademickie potęgi, jak Francja, Niemcy, Anglia czy Stany.

Tylko notują i klepią

Dr Paweł Daniłowicz* od 20 lat uczy metodologii badań społecznych na łódzkiej socjologii. Nie czytał raportu, więc streszczam. - Ha, ha, ha - socjolog śmiałby się jeszcze dłużej, gdyby nie tasiemcowa kolejka "dwójarzy" przed jego pokojem, których oblał i którzy teraz się poprawiają. A oblał aż 70 procent. Mówi, że nie miał wyboru.

- Nie chcą się uczyć, tylko zaliczyć. A niektórzy się jeszcze dziwią, że ktoś robi im kłopoty.

Włączam dyktafon i słucham, do czego to studenci Daniłowicza są zdolni. A właściwie: niezdolni.

- Uczę trudnego przedmiotu. Kiedyś większość zdawała, dziś odwrotnie, mimo ułatwień. Na zajęciach podaję dwa zagadnienia, które będą na egzaminie. Dwa z ośmiu, a do zaliczenia trzeba uporać się z czterema. Połowę sukcesu dostają więc na tacy. A na egzaminie okazuje się, że nawet do tych dwóch zagadnień nie są przygotowani! 60 proc. nie odpowiada na pytania, o których wiedzą, że będą. Rozumie pan coś z tego? Ja nie. A kombinuję od ośmiu lat, gdy to ułatwienie wprowadziłem. Raz pomyślałem, że może mi nie wierzą. To mówię: te dwa będą na sto procent! Jak Boga kocham! Nie pomogło. To nawet nie lenistwo. Głupota!

- Na studiach dziennych jest trochę lepiej, ale też nie ma porównania z tym, jak było - mówi doktor. - Ja, żeby zdobyć indeks, musiałem zdać egzamin wstępny i być lepszym od ośmiu chętnych na moje miejsce. Dziś mamy konkurs świadectw, więcej miejsc i wydziały, które - poza maturą - nie wymagają niczego. Kiedyś studentem był ktoś, kto miał zainteresowania, czytał, chciał się uczyć, być kimś! Teraz może być każdy.

- Na zajęciach dyskutowaliśmy. Nawet się kłóciliśmy! Na przykład o materializm historyczny Marksa. Wielu z nas uważało, że to tylko ideologia. Inni - że ekonomia. Mówili: "Zapomnij o tych facetach w czerwonym. Popatrz, to działa!". Kłóciliśmy się, bo mieliśmy poglądy. Na ćwiczeniach z filozofii profesor mówił językiem, którego nie rozumieliśmy. W przerwie narada: "Tak nie może być, tracimy czas". I prosimy go, żeby tłumaczył przystępniej. Dziś nikt by nie zareagował. Studenci wszystko by notowali, a potem wkuwali i klepali. Czasem notują nawet osobiste dygresje, które rzucam ot tak, żeby przełamać monotonię wykładu. Pytam: po co pan to notuje? "No bo pan to mówi". Praca zaliczeniowa to często zbiór fragmentów różnych tekstów znalezionych w internecie i zestawionych metodą "kopiuj - wklej". Tylko że te fragmenty się nie kleją. Nawet nie chce im się połączyć tych kawałków jakimś jednym zdaniem od siebie, żeby zamaskować lenistwo i oszustwo.

- Dziś szkoły wpajają uczniom wiedzę, a trzeba inaczej - uważa socjolog. - Trzeba tak nastawiać człowieka, żeby sam chciał jej szukać. Sam wybierał potrzebne informacje, oceniał ich wartość. Już od przedszkola. Jak to zrobić? Nie wiem. Gdybym wiedział, dostałbym Nobla.

Ja: - Jeśli z liczbą magistrów nie rośniemy w siłę intelektualnie, to może stajemy się chociaż dojrzalsi, bardziej obywatelscy?

- Z pewnością bardziej świadomi, ale społeczeństwo dojrzałe to takie, w którym ludzie reagują, gdy wandal niszczy ławkę przed blokiem, a nie mają dyplomy.

Nie wiedzą nawet o Amber Gold

- Dyplom ma dziś wartość dawnej matury - mówi ze smutkiem dr Maciej Rakowski, który uczy łódzkich studentów m.in. historii i podstaw prawa. - Coraz więcej z nich nie ma elementarnej wiedzy o świecie. Ma za to kłopot z mówieniem czy liczeniem. Dr Rakowski podaje przykład. - Egzamin. Opowiadam, że w amerykańskim senacie zasiada 90 senatorów. Wymagana większość to dwie trzecie. Pytam dziewczynę, ilu musi głosować, by decyzja została podjęta. A ona, że nie wie, ile to dwie trzecie. I jeszcze dowodzi, że nie musi wiedzieć, bo będzie prawnikiem, a nie matematykiem. "Ale na maturze miałaś matematykę. I jak ty ją zdałaś?" - "Na czwórkę!".

- Kiedyś studenci wiedzieli, kto i kiedy odkrył Amerykę, co napisał Szekspir. Dziś wielu z nich zupełnie nie orientuje się w bieżących wydarzeniach. Czasem, pytając o zagadnienia ustrojowe, podpowiadam, nawiązując do głośnych spraw. Na przykład Amber Gold. Bystry złapie analogię i podziękuje, ale coraz więcej nie łapie. Nie oglądają nawet telewizyjnych wiadomości. Uczyłem studentów z licencjatami uczelni niepublicznych, którzy na uniwersytecie zdobywali tytuł magistra nauk politycznych. Wielu nie rozumiało najprostszych pojęć: system parlamentarno-gabinetowy, wotum nieufności, nie wiedzieli, jak w Polsce wybierany jest sejm czy senat. Na jednym z kierunków zaocznych grupa liczyła 50 osób. Na miano studentów zasługiwało może siedem. Coś wiedzieli, chcieli się uczyć. Co trzeci nie był w stanie nauczyć się niczego. Miał problem nawet ze złożeniem zdania. A wszyscy mieli maturę, która kiedyś była znakiem intelektualnego potencjału. "Mam maturę, czyli jestem w stanie nauczyć się podstaw greki czy budowy silnika - nawet jeśli nigdy w życiu się tym nie zajmowałem". Dawniej studenci pchali się do mnie. Myśleli: wymaga, ale uczy. Teraz wymagający mają problemy ze skompletowaniem grup. Wysiłek studentów odstrasza. Oczywiście, wciąż zdarzają się tacy, którzy dyskutują, nawet mnie poprawią, gdy powiem coś źle. Ale to wyjątki. Dlaczego? W latach 90. wyrosły uczelnie prywatne, w których studiować może właściwie każdy, kto zapłaci. Ale przyszedł niż i uczelnie publiczne zaczęły o tych słabych walczyć, żeby przetrwać. Poprzeczka wymagań poszła w dół. Jeszcze coś: nowa matura, którą można zdać niewiele wiedząc, i potężna liczba bodźców atakująca nas każdego dnia. Zabija zdolność koncentracji. Informacje przelatują przez nas jak woda przez sitko. Cieszę się, że pracuję na prawie, tu nie jest najgorzej - przychodzą zwykle dobrzy uczniowie, a na studiach zaocznych nikt nie naciska, że nieuki i lenie mają zdać, bo płacą. Dlatego u mnie nie zdają. Niech ktoś - na przykłada PaKA - odgórnie określi programowe minima i bada co roku wybraną losowo grupę studentów z każdej uczelni. Szkoła ze słabym wynikiem traci prawo kształcenia i znika. Poza tym zdecydowanie ograniczyłbym - a najchętniej zniósł - możliwość prowadzenia studiów zaocznych, które są gigantycznym oszustwem. W ich obecnej formule mogliby poradzić sobie najlepsi, a nie najsłabsi! - Tyle lat goniliśmy Zachód, a teraz mamy się cofnąć? - Gońmy świat poziomem wiedzy, a nie liczbą dyplomów. Zwłaszcza że te nie gwarantują już pracy.

Znany publicysta? Kuba Wojewódzki

Dr Piotr Fąka z filologii spotyka się na uczelni ze studentami komunikacji społecznej i dziennikarstwa (w tym roku dziesięć osób na miejsce). Jest młodym naukowcem (swoją polonistykę skończył zaledwie osiem lat temu), ale u obecnych studentów drażni go to samo, co starszych. - Brak refleksji i ciekawości świata. Oczekiwanie, że podam reguły, które zawsze będą się sprawdzać, to znaczy: pozwolą uzyskać upragnione zaliczenie. To wygodne, ale - do diabła - nie na tym powinno polegać wyższe wykształcenie.

- A na czym?

- Na szacunku dla wiedzy i gotowości poszukiwania jej przez całe życie. Perełki, owszem, są, ale tzw. średni student jest coraz gorszy. Czasami przeraża.

Dr Fąka opowiada o swoich rozmowach ze studentami polonistyki, którzy - po licencjacie najczęściej w uczelni niepublicznej - chcą się dalej uczyć na magistra. - Zaczynam od pytania: czym się interesujesz? I często już tu zaczyna się problem, bo wiele z tych osób nie ma zainteresowań. Coś tam mówią. Na przykład, że lubią czytać. Pytam, co czytali ostatnio? Albo o ulubionego pisarza. Jedna dziewczyna mówi, że uwielbia Kafkę. Kogo jeszcze? Nikogo, bo poza tym czyta tylko lektury. Inna studentka mówi, że jest fanatyczką Tolkiena. "Władcę Pierścieni" czytała kilkanaście razy! O?! A co tak ci się w tej książce podoba? - rosnę w nadziei, że oto wreszcie ktoś, kogo nie trzeba ciągnąć za język. Ale odpowiedź rozczarowuje: "Bo ta książka jest fajna". Ale co w niej fajnego!? "No..., nie jest nudna".

To samo na dziennikarstwie. Kandydatów na magistrów pytam o znanych publicystów. Mówią: Kuba Wojewódzki, Kamil Durczok. Prawie nie czytają gazet. Chyba że "Metro", bo za darmo.

Omijają biblioteki. Wolą internet. Mówię: na najbliższych zajęciach będziemy rozmawiać o lobbingu. Przygotujcie się. Co robią? Odpalają kompa, wpisują hasło "lobbing", wyskakują artykuły - oczywiście zbyt długie, żeby je czytać. Lepiej przez "control F" podświetlić interesujące nas słowo i przeczytać tylko fragmenty, w których to słowo się pojawia. Tak robi większość. Często, gdy o coś pytam, słyszę: "ale tego nie było w Wikipedii!".

Winna jest popkultura, która nie zmusza do refleksji. Kolorowa, "fajna". Dostarcza prostych treści, których przyswojenie zajmuje kilka sekund. Jest płaska i w kawałkach, a studia wymagają wiedzy gruntownej i ciągłej. To inny świat, dla wielu młodych zbyt trudny.

Próbuję pomóc. Czasem robię z siebie błazna, żeby zainteresować tematem. Siłuję się.

Jeszcze za moich, nie tak przecież odległych czasów, nie wiedzieć było wstyd. Dziś nie wstyd. Co robić? Utrudnić dostęp do uczelni, podnieść wymagania. Wiem: mniej studentów to mniej pieniędzy, mniej zajęć, mniej uczelni. Ale też mniej tych, którzy do studiowania zwyczajnie się nie nadają.

* Wszyscy moi rozmówcy są wykładowcami Uniwersytetu Łódzkiego

Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,12653692,Stu ... z29ATkuFTW
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 30 paź 2012, 23:50

Sperma? Luksusowy kosmetyk z wymagającym aplikatorem
Odwieczny dylemat - połykać czy nie - ginie w tle dyskusji na temat wykorzystania męskiej spermy w kosmetyce. Zabiegi i kosmetyki zawierające ten ekskluzywny składnik są niebagatelnie drogie! W myśl żelaznej zasady "Do it Yourself or die" jeszcze dziś przyssij się do swojego kochanka!
Mieszkańcy rozwiniętego Zachodu oszaleli na punkcie męskiej spermy!
Dodawana do kosmetyków ma zagwarantować głębokie odżywienie i wieczną młodość!
Niezwykle popularna w kosmetyce jest sperma byka, stosowana głównie na włosy. Jej niecodzienne właściwości regeneracyjne są bezkonkurencyjne, również cenowo, bowiem za luksusowy zabieg z użyciem kosmetyku zapłacimy w Wielkiej Brytanii nawet 750 funtów!
Byki nie wyrabiają jednak normy (być może nie pobudza ich dostatecznie uroda brytyjskich jałówek). Tym sposobem na pierwszy plan wysunął się inny samiec... Grupa naukowców, o której niewiele wiadomo i która najpewniej nawet nie istnieje orzekła, że nasienie mężczyzny służy do wyższych celów, niż te prokreacyjne i tym sposobem podniosła się ożywiona dyskusja na temat stosowania męskiego nasienia w kosmetyce. Machina ruszyła...
Pewna przedsiębiorcza norweska firma opracowała linię kosmetyków bazujących na składniku spermy - sperminie, której głównym zadaniem jest ochrona DNA plemników przed kwaśnym środowiskiem pochwy. Zlecone przez firmę badania dowiodły jednak, że spermina posiada właściwości odżywcze nieporównywalne do niczego innego! Sprawia, że skóra jest piękna, odżywiona, sprężysta i miękka. Regularne stosowanie sperminy opóźnia procesy starzenia i doskonale nawilża skórę. Kobiety nie muszą się jednak obawiać jakości wykorzystywanego do kosmetyków nasienia, ponieważ produkowane jest syntetycznie.
Po co jednak przepłacać za syntetyk, skoro można mieć za darmo towar z pierwszej ręki?
Korony nam z głów nie spadną, jeśli zorganizujemy sobie domową kurację i osobiście sprawdzimy czy warto sławić cudowne właściwości spermy. Niech Was nie wystraszy informacja, że stosunkowo często dochodzi do reakcji alergicznej. Uważajcie zatem i zagońcie swoich byczków do produkcji jeszcze dziś!
http://interia360.pl/artykul/sperma-luk ... skipAdnews
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 01 lis 2012, 15:58

http://deser.pl/deser/1,111858,12770319.html
Tak się robi zakupy w Ameryce. Jeszcze więcej zdjęć dziwnych klientów Walmartu
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 01 lis 2012, 15:59

16 wyjątkowo bezczelnych (i zabawnych) podróbek
http://deser.pl/deser/1,111858,12775174.html
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 25 lis 2012, 11:23

60 proc. internautów nie płaci abonamentu!
http://finanse.wp.pl/kat,104130,title,6 ... omosc.html
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 31 gru 2012, 18:24

Oszalała kanonada w sylwestra to żadna tradycja. To buractwo!
Adam Wajrak 2012-12-31, ostatnia aktualizacja 2012-12-31 12:26:10.0

Tradycją w sylwestra jest dobra zabawa z przyjaciółmi, a nie wyścig zbrojeń polegający na tym kto dłużej, wyżej i głośniej będzie walił, żeby pokazać, że stać go na gigantyczny arsenał. "Tradycja", która polega na krzywdzeniu innych, w tym zwierząt, nie jest żadną tradycją, tylko zwykłym buractwem!

W lesie tuż obok naszego domu mieszka kilka żubrów. Mówimy o nich "nasze chłopaki", bo to grupka byków, wśród których jest jeden, którego ze względu na charakterystyczne szerokie rogi nazywają wszyscy Wikingiem.

Te żubry są wyjątkowe, bo nie za bardzo boją się ludzi, ale też nie są zbyt agresywne i jeszcze nie słyszałem, aby kogoś pogoniły, co bykom w kwiecie wieku się zdarza. Wiking i koledzy od października do maja zajadają się sianem i pasą na łąkach. Jeżeli ktoś chce zobaczyć żubry, to przyjeżdża właśnie do Teremisek.

Jest jednak dzień, a raczej noc, w którą Wiking i reszta w panice opuszczają okolice naszej wsi. Ta noc właśnie się zbliża i choć dla nas - ludzi - będzie radosna, to dla wielu zwierząt, niestety, nie będzie.

Nie będzie, bo wielu z nas wita Nowy Rok oszalałą kanonadą. Nie jest to, jak bywało kiedyś - jedna raca, jedno światełko do nieba, lecz raczej wojna.

Walenie (tak, nazwijmy tę czynność po imieniu) zaczyna się na kilka godzin przed północą i kończy wiele godzin po niej. Czasami rozciąga się na kilka dni przed i po sylwestrze. Niektórzy mają ambicję, aby "rozświetlać" również dzikie zakątki Polski takie jak Tatry, Bieszczady, Mazury czy Puszczę Białowieską.

Tymczasem ta oszalała kanonada to nie tylko olbrzymi stres dla psów i kotów mieszkających z nami, ale też okropne przeżycie dla dzikich zwierząt takich jak Wiking i jego koledzy.

Tatrzański Park Narodowy informuje na swoich stronach internetowych o kozicach, które zginęły, bo wypłoszyła je sylwestrowa nawalanka. Ze snu zimowego mogą się budzić niedźwiedzie. Płoszymy ptaki, które właśnie przycupnęły w jakimś schronieniu na noc - niepotrzebnie tracą energię, co zimą może oznaczać dla nich wyrok śmierci. Nasza sylwestrowa zabawa nie przypomina żadnej burzy, ani niczego, co mogło je spotkać w naturze. Nasz brak umiaru, nasza radocha dla wielu zwierząt może oznaczać śmierć.

Niektórzy bronią tej oszalałej kanonady argumentem, iż jest to "tradycja". Otóż nie jest to żadna tradycja!

Nie jest - podobnie jak tradycją nie są kompulsywne zakupy, przeżeranie się do granic stanu chorobowego w święta, męczenie karpia w foliowej torebce lub walenie go młotkiem. Tradycją nie są bandy polewające ludzi wodą z kubłów w lany poniedziałek.

Tradycją w święta Bożego Narodzenia jest wspólny posiłek z najbliższymi. A tradycją w sylwestra jest dobra zabawa z przyjaciółmi, a nie wyścig zbrojeń polegający na tym kto dłużej, wyżej i głośniej będzie walił, żeby pokazać, że stać go na gigantyczny arsenał. "Tradycja", która polega na krzywdzeniu innych, w tym zwierząt, nie jest żadną tradycją, tylko zwykłym buractwem!

Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - http://wyborcza.pl/0,0.html © Agora SA
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 06 sty 2013, 12:13

Facebook - świat Orwella w XXI wieku

Po przeczytaniu ciekawego wpisu na blogu Instytutu Obywatelskiego "Goodbye Facebook" i równie ciekawej dyskusji oraz po moich doświadczeniach z tym internetowym tworem, spisałem swoje przemyślenia na temat facebooka.

Cały ten facebook jest to pomysł rodem z Orwella ( książka "Rok 1984"), który wypalił w XXI wieku. Potajemne śledzenie, inwigilacja, karanie, blokowanie, nieustanne potwierdzanie swojej tożsamości, wyłudzanie informacji pod pozorem bezpieczeństwa (np. numerów telefonów komórkowych) i to wszystko, by paru pomysłowych cwaniaków robiło na tym kasę. Bo przecież nie po to wymyślono to ustrojstwo, żeby ludziom było łatwiej, lepiej się komunikować, ale po to, żeby zarabiać pieniądze!

Choć ten merkantylny cel całego przedsięwzięcia jest pomijany, albo zbywany milczeniem. A na facebooku jest się przede wszystkim klientem, zwłaszcza jeśli chodzi o firmy,artystów,zespoły muzyczne tworzące swe profile itp. To jest gigantyczny, internetowy megastore, z towarami, potencjalnymi kupującymi i jak zawsze, z kasą i tabunami niewidocznych ochroniarzy (najczęściej są to cybernetyczne maszyny, analizujące, sprawdzające, weryfikujące działania użytkowników). Jakże szybko zapomniano o skandalu przy debiucie giełdowym tego przedsięwzięcia."Już pierwszy dzień notowań spółka zaliczyła na minusie. W następnych dniach ujawniono, że banki, które wprowadzały Facebooka na giełdę, nie poinformowały drobnych inwestorów o gorszych prognozach dla firmy."

Ale kto na tym debiucie naprawdę zarobił? Jak pisała GW:"Na pierwszy plan wysuwają się rosyjskie firmy: fundusz inwestycyjny DST Global i Mail.ru. Obie spółki powiązane z Jurijem Milnerem ze sprzedaży akcji Facebooka zainkasują prawie 2,5 mld dol. Choć Milner, który kieruje DST, a Mail.ru zakładał, nie jest tu głównym rozgrywającym - około 80 proc. akcji Facebooka, które są w rękach DST, kontroluje Aliszer Usmanow, potentat metalurgiczny i najbogatszy człowiek Rosji.Obłowi się też fundusz Accel Partners, który w 2005 r. zainwestował w Facebooka 12,7 mln dol., wówczas wyceniając cały serwis na 100 mln dol. Dziś do wyceny doszły trzy zera, a Accel Partners na transakcji zarobi 1,86 mld dol.Sporo na debiucie zyska Peter Thiel, współzałożyciel PayPala i pierwszy inwestor Facebooka - jeszcze w 2004 r. pożyczył Zuckerbergowi i spółce 500 tys. dol. Potem pożyczka zamieniła się w inwestycję, a Thiel dostał ponad 10 proc. udziałów w firmie. Dziś - sprzedając mniej niż połowę tego, co mu zostało - skasuje przynajmniej 680 mln dol.A Mark Zuckerberg? 28-letni założyciel sprzedał akcje za ok. 1,15 mld dol. Ale to niewielka część udziałów: to, co mu zostało, jest dziś wyceniane na ponad 19 mld dol., więcej niż mają twórcy Google'a.

Czasem zastanawiam się, czy to jest twór made in USA (czyli przemożna chęć bogacenia się i robienia pieniędzy - czyli jedyny american dream), czy też z Korei Północnej (śledzenie, kontrolowanie, szpiegowanie niby żeby reklamy były bardziej dopasowane itd)? Może jednak skuteczny melanż obu?

Najgorsze jest, że miliony dorosłych ludzi (młodzież pomijam) dają się terroryzować przez Wielkiego Ojca Facebooka, pokornie wykonują nakazy, w imię jakiejś wygody komunikacyjnej. Wprowadzono tam np. tą idiotyczną oś czas, pomysł głupi, dyskusyjny, ale wprowadzony bez pytania o zgodę i ludzie to znoszą, bo jak nie to, mogą zwinąć zabawki. Czyli nieustanna presja, wymuszanie podporządkowania się niewidocznym, anonimowym nadzorcom, dozorcom (nie wiem jak to nazwać). Cybernetyczna społeczność strachu, inwigilacji, cichego terroru. Internet dla pokornych i dających się zastraszyć. W sumie totalitarny wymysł. Strach myśleć, co to będzie dalej? Do czego twórcy tej totalitarnej społeczności mogą się posunąć, i co jeszcze spacyfikowani użytkownicy zniosą? W sumie miejsce do ciekawej obserwacji, jak niby dający wolność internet, zmienia się, za pomocą takiego facebooka, w świat presji, nacisku, ograniczeń.

Najgorsze, że wielu bezrefleksyjnych użytkowników, uważa ten twór, za swoje "miejsce" na ziemi. Coś z lektury Ericha Fromma "Ucieczka od wolności". Przerażające!

http://www.tokfm.pl/blogi/rp-chlewnia/2 ... SlotII3img
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 06 sty 2013, 13:40

Techno pułapka
Zamiast atlasu Polski masz nawigację GPS. Jest wygodniej? Owszem, ale niezbyt zdrowo. Smartfony i tablety również nie wpływają pozytywnie na twój organizm, jeśli korzystasz z nich bez umiaru, a to zdarza się nam coraz częściej. Wytropiliśmy szkodliwe skutki rewolucji technologicznej.
W 2011 roku w Boże Narodzenie aktywowano na świecie prawie 4 mln iPhone’ów - pięć razy więcej niż w zwykły dzień. Jak było w minione święta? Jeszcze nie wiadomo, ale firma doradcza Deloitte ustaliła, że smartfon lub tablet chciało dostać pod choinkę ponad 20 proc. Polaków. Jesteśmy także nowocześni, jeśli chodzi o wybór repertuaru w kinach. Jednymi z najchętniej oglądanych filmów w Polsce były w ubiegłym roku Epoka lodowcowa 4 i Madagaskar 3 w wersji 3D. Nowe technologie uprzyjemniają nam życie. Ale mogą wywoływać choroby. Sprawdź, czy ryzyko dotyczy też ciebie.
Uważaj na filmy w 3D
Powodują bóle głowy i oczu, nudności. Skarży się na nie co piąty widz - ustaliła firma PricewaterhouseCoopers. - Technologia trójwymiarowa "rozbija" widzenie przestrzenne - tłumaczy dr Iwona Filipecka z kliniki Okulus w Bielsku-Białej. - Każde z oczu rejestruje inny obraz, jak podczas patrzenia bez specjalnych okularów, ale nie nakładają się one na siebie. To zaburza pracę mięśni oczu, które przestają działać symetrycznie. Gdy mózg jest zdezorientowany, pojawia się ból głowy i nudności - wyjaśnia dr Filipecka. W 2011 roku w Boże Narodzenie aktywowano na świecie prawie 4 mln iPhone’ów - pięć razy więcej niż w zwykły dzień. Jak było w minione święta? Jeszcze nie wiadomo, ale firma doradcza Deloitte ustaliła, że smartfon lub tablet chciało dostać pod choinkę ponad 20 proc. Polaków. Jesteśmy także nowocześni, jeśli chodzi o wybór repertuaru w kinach. Jednymi z najchętniej oglądanych filmów w Polsce były w ubiegłym roku Epoka lodowcowa 4 i Madagaskar 3 w wersji 3D. Nowe technologie uprzyjemniają nam życie. Ale mogą wywoływać choroby. Sprawdź, czy ryzyko dotyczy też ciebie.
Uważaj na filmy w 3D
Powodują bóle głowy i oczu, nudności. Skarży się na nie co piąty widz - ustaliła firma PricewaterhouseCoopers. - Technologia trójwymiarowa "rozbija" widzenie przestrzenne - tłumaczy dr Iwona Filipecka z kliniki Okulus w Bielsku-Białej. - Każde z oczu rejestruje inny obraz, jak podczas patrzenia bez specjalnych okularów, ale nie nakładają się one na siebie. To zaburza pracę mięśni oczu, które przestają działać symetrycznie. Gdy mózg jest zdezorientowany, pojawia się ból głowy i nudności - wyjaśnia dr Filipecka.Uważaj na esemesowanie
Powoduje ból mięśni i ścięgien dłoni oraz kciuka. Polka wysyła tygodniowo ponad 50 wiadomości tekstowych - ustalił portal internetowy SerwerSMS.pl. Ten sposób komunikowania może prowadzić do przeciążenia mięśni i ścięgien dłoni, a w efekcie do urazów - ostrzega Brytyjskie Towarzystwo Kręgarskie. Na Zachodzie skutki notorycznego esemesowania nazywa się "kciukiem Blackberry" (od popularnego smartfona). Objawy? Utrzymujący się co najmniej kilka dni ból, mrowienie i cierpnięcie kciuka, które mogą promieniować na całą dłoń.
- Podczas pisania na miniklawiaturze telefonu używamy tylko tzw. mięśni zginaczy kciuka. Nie ruszają się inne, które go prostują. Długie napięcie powoduje gorsze odżywienie tkanek, czego efektem może być zapalenie ścięgna kciuka - ostrzega Marta Soboń-Strączek. Jak mu zaradzić? Powinno wystarczyć ćwiczenie z użyciem gumki recepturki. Naciągnij ją na wszystkie palce dłoni, następnie rozszerz je i próbuj pokonać opór gumki. Zmusisz do działania mięśnie prostowników. Nadal boli? - Może pomóc noszenie przez kilka dni usztywniającej ortezy na palcu - radzi dr Matuszewski.
Uważaj na tablety
Powodują bóle barków, pleców, zwyrodnienie kręgów szyjnych. Jest większy od telefonu, ale mniejszy od laptopa, zamiast klawiatury ma dotykowy ekran i zapewnia dostęp do internetu. Nic dziwnego, że tablet uznano za najwygodniejsze urządzenie przenośne do oglądania filmów, czytania gazet, surfowania w sieci. I pewnie z powodu tych wszystkich zalet w ubiegłym roku gadżet kupiło prawie pół miliona Polaków - szacuje firma analityczna IDC. Ale urządzenie ma też wady. Najczęściej trzymamy je na kolanach i pochylamy głowę bardziej niż podczas pracy na laptopie. A to skutkuje przewlekłym bólem szyi i barków - wynika z badań dr Jacka Dennerleina z Harwardzkiej Szkoły Zdrowia Publicznego.
Od nazwy najpopularniejszego tabletu dolegliwości określa się za oceanem syndromem "iPad shoulder" ("bark iPada"). - Zbyt długie i częste siedzenie z pochyloną głową obciąża dyski szyjne i może prowadzić do dyskopatii, czyli zwyrodnienia tego odcinka kręgosłupa - tłumaczy dr Paweł Michalski, kierownik Oddziału Chirurgii Kręgosłupa i Ortopedii w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie. Ból, który na skutek ucisku nerwów promieniuje do barków, łokci, dłoni, może pojawić się nawet po kilku tygodniach korzystania z tabletu przez 2-3 godziny dziennie, ostrzegają lekarze.
Jak łagodzić objawy? Pomoże masaż lub, gdy dolegliwości są nasilone, unieruchomienie odcinka szyjnego kręgosłupa w kołnierzu ortopedycznym. Ale kiedy pojawią się inne objawy, jak osłabienie mięśni ręki, ortopedzi zalecają usunięcie zwyrodniałego dysku. - W Polsce przeprowadza się takie zabiegi u osób pracujących całymi dniami przy komputerach - mówi dr Michalski. Statystyk na temat "ofiar iPada" na razie brak. Ryzyko łatwo można jednak zmniejszyć. Wystarczy unikać wielogodzinnego przesiadywania z gadżetem, często zmieniać pozycję ciała (lepsza od siedzącej jest leżąca, zwłaszcza na brzuchu), urządzenie zaś trzymać na wysokości twarzy. Umożliwią to specjalne podstawki, do kupienia np. w sklepach ze sprzętem elektronicznym.
Inny sposób? Gimnastyka. - Prawą rękę podnieś do góry na godzinę pierwszą, lewą opuść w dół na godzinę siódmą. Na zmianę zginaj i prostuj nadgarstki, a potem zmień symetrycznie ułożenie rąk - tłumaczy Marta Soboń-Strączek.
“120 decybeli - taki jest hałas odrzutowca i słuchawek MP3. 2,5 tysiąca - tyle zarazków żyje na klawiaturze komputera”
Uważaj na bezprzewodowy internet
Powoduje kłopoty ze snem, zaburzenia nastroju, uzależnienie. Na Zachodzie już 65 proc. osób ma smartfona, tablet lub laptopa, a więc urządzenie, które umożliwia bezprzewodowy dostęp do internetu. Co to oznacza? Z jednej strony komfort bycia na czasie, z drugiej - ryzyko pewnych zaburzeń. Lubisz przed snem odpowiadać na zaległe maile? Oglądasz w łóżku seriale online? Wystarczą dwie godziny spędzone wieczorem przed ekranem LCD (laptopa, tabletu), by o 22 proc. zmniejszyła się w mózgu produkcja melatoniny, substancji regulującej potrzebę snu. To wniosek z badań naukowców z nowojorskiego Rensselaer Polytechnic Institute.
- Używanie przenośnego komputera zakłóca ten proces bardziej niż oglądanie telewizji, bo możemy przysunąć urządzenie bliżej twarzy, wtedy do oczu wpada więcej światła - tłumaczą naukowcy. Zamiast tabletu polecają e-czytniki (np. Kindle), które nie mają podświetlanej matrycy, więc nie wprowadzają mózgu w błąd. Innym problemem związanym z byciem online na zawołanie są zaburzenia nastroju. Naukowcy z uniwersytetu w Göteborgu zbadali ponad 4 tys. osób w wieku 20-24 lat. Ci, którzy spędzali w sieci więcej czasu niż planowali, częściej uskarżali się na stres i zmęczenie. Wewnętrzny przymus ciągłego sprawdzania skrzynki pocztowej czy profilu na Facebooku nosi nazwę FOMO (z ang. fear of missing out - "strach przed przegapieniem czegoś ważnego").
Według badań Massachusetts Institute of Technology problem dotyczy już 40 proc. osób mających dostęp do internetu. Jeśli rodzina i przyjaciele narzekają, że zaniedbujesz ich kosztem przesiadywania w sieci, to może być pierwszy sygnał, że warto pomyśleć o detoksie. Zacznij od wyłączenia funkcji Wi-Fi w smartfonie. Uruchamiaj ją tylko, gdy to konieczne, np. do sprawdzenia rozkładu jazdy autobusu czy godziny najbliższego seansu w kinie. Jeśli brakuje ci silnej woli, poszukaj specjalisty od uzależnień. Terapeuta pomoże odzwyczaić się od nawyku ciągłego kontrolowania tego, co się dzieje w sieci (o adresy poradni pytaj pod numerem telefonu zaufania dla osób uzależnionych od czynności 801 889 880).
Uważaj na GPS
Powoduje kłopoty z pamięcią, zaburzenia wyobraźni przestrzennej. Amerykanie kupują mniej papierowych map niż kilka lat temu - wynika ze wspólnych badań urzędów nadzoru ruchu drogowego w USA. A Polacy? Też coraz chętniej korzystają z systemu nawigacji GPS. Badacze z kanadyjskiego Uniwersytetu McGill ostrzegają: ta zmiana może odbić się na pracy mózgu. Zwłaszcza w obrębie hipokampu, struktury zaangażowanej w procesy zapamiętywania. Z pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) uczeni podejrzeli szare komórki kierowców powyżej 50. roku życia, którzy regularnie korzystali z GPS. Porównali je z mózgami osób, które wolały posługiwać się mapą. U zwolenników nowoczesnej technologii aktywność hipokampu była mniejsza. Gorzej wypadali w testach badających spostrzegawczość i pamięć.
- Może to świadczyć o większym ryzyku rozwoju choroby Alzheimera - twierdzą naukowcy. A co z osobami młodymi, które najczęściej korzystają z GPS-u? - Mogą mieć problemy wynikające z tego, że nie ćwiczą wyobraźni przestrzennej, bo słuchając za kierownicą poleceń nawigacji GPS, nie trenują tej ważnej umiejętności - mówi dr Radosław Sterczyński, psycholog poznawczy ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Sopocie. Małe dzieci ćwiczą ten rodzaj wyobraźni, m.in. układając klocki. Dzięki temu później jako dorośli potrafią np. przewidzieć, czy uda się zaparkować samochód bez zarysowania. Jak zatem korzystać z GPS-u, by nie ucierpiał nasz mózg?
- Zanim wyruszymy w podróż, sprawdźmy na mapie lub w nawigatorze przebieg trasy, położenie ulic w miastach, przez które będziemy przejeżdżać - radzi psycholog. Dzięki temu wyobrazimy sobie szlak do przebycia. A gdyby tak wyłączyć dźwięk? - Wpatrywanie się w ekran podczas jazdy może stworzyć zagrożenie na drodze. Ważne, by sprzęt uzupełniał pracę umysłu, a nie ją zastępował. Traktując GPS jako mapę, a nie nadajnik poleceń, możemy rozwinąć naszą wyobraźnię przestrzenną - mówi dr Sterczyński.
Izabela Filc-Redlińska
Twój STYL 1/2013

http://www.styl.pl/zdrowie/porady/news- ... 40,nPack,2
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 08 sty 2013, 13:20

Japończycy odkryli Świętego Graala medycyny?
Japońscy naukowcy donoszą, że udało się im odkryć skuteczną metodę walki z rakiem. Jeżeli okaże się skuteczna, będzie można ją wykorzystać w wielu innych nieuleczalnych dzisiaj chorobach.

Komórki macierzyste lekiem na wszystkie choroby ludzkości?
Zespół badaczy z Uniwersytetu w Tokio i RIKEN Research Centre for Allergy and Immunology zastosował prosty manewr. Japończycy pobrali od dwóch pacjentów limfocyty T (produkowane w szpiku kostnym komórki układu odpornościowego odpowiedzialne za walkę z wszelkiego rodzaju patogenami) i transformowali w indukowane pluripotencjalne komórki macierzyste (iPS) wystawiając je na działanie związków zwanych czynnikami Yamanaki.

Indukowane pluripotencjalne komórki macierzyste to specyficzny rodzaj komórek macierzystych, które zostały sztucznie otrzymane z dojrzałych komórek człowieka, poprzez wymuszenie ekspresji odpowiednich genów. Komórki iPS po raz pierwszy wyhodowano w 2006 r. z komórek myszy, a rok później z komórek ludzkich przez Shinyę Yamanakiego, stąd nazwa wspomnianych wcześniej substancji.

Następnym krokiem innowacyjnej terapii było ponowna przemiana iPS w limfocyty T, lecz tym razem w ich bardziej wyspecjalizowaną formę - limfocyty Tc (cytotoksyczne). Cały proces przebiegł bez jakichkolwiek komplikacji. Oznacza to, że z wykorzystaniem opisanej metody w warunkach laboratoryjnych można stworzyć całą armię limfocytów Tc skierowanych do walki z konkretnym patogenem. Znacznie skraca to czas, jaki zajmuje rozpoczęcie terapii naturalnymi metodami.

Opracowana metoda jest obiecująca, ale sami twórcy ostrzegają przed hurraoptymizmem i głoszeniem rewolucji w medycynie. Nie wiadomo bowiem czy wyhodowane w sposób syntetyczny limfocyty T będą równie zabójcze, co te naturalnie produkowane przez organizm. Poza tym limfocyty wyhodowane z komórek dawcy, mogą zostać odrzucone przez organizm biorcy - podobnie jak w transplantologii.

Zanim Japończycy rozpoczną testy kliniczne, minie jeszcze sporo czasu, ale korzyści płynące ze skuteczności opracowanej metody wydają się być nieograniczone.
http://nt.interia.pl/raport-medycyna-pr ... nId,768230
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 10 sty 2013, 16:20

W. Brytania: Czarno-białe telewizory jeszcze w ponad 13 tys. gospodarstw
Ponad 13 tysięcy gospodarstw domowych w Wielkiej Brytanii nadal korzysta z czarno-białych telewizorów - informuje BBC, powołując się na urząd pobierający opłaty abonamentowe.
Względy ekonomiczne powstrzymują niektórych Brytyjczyków przed korzystaniem z telewizji kolorowej
Najwięcej czarno-białych telewizorów - 2715 - jest w Londynie. W całej W. Brytanii na początku tego roku zarejestrowane były 13202 takie odbiorniki. W przypadku kolorowego telewizora abonament kosztuje 145,5 funta szterlinga rocznie, za korzystanie z odbiornika czarno-białego płaci się tylko 49 funtów.
Najprawdopodobniej właśnie względy ekonomiczne powstrzymują niektórych Brytyjczyków przed korzystaniem z telewizji kolorowej. Jednocześnie 41 proc. brytyjskich gospodarstw domowych posiada już odbiorniki telewizyjne wysokiej rozdzielczości. W. Brytania jest też w czołówce krajów, których mieszkańcy oglądają programy telewizyjne w internecie - informuje BBC.
http://nt.interia.pl/audio-wideo/news-w ... nId,768792
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 14 sty 2013, 19:50

Belgia: pierwsza na świecie eutanazja braci bliźniaków
Po raz pierwszy na świecie lekarze zdecydowali się zezwolić na jednoczesną eutanazję bliźniaków. Dwóch głuchoniemych 45-latków z Antwerpii, na północy Belgii, zdecydowało się umrzeć razem, gdy okazało się, że tracą wzrok.

O szokującym przypadku śmierci na życzenie, do którego doszło w ubiegłym miesiącu, poinformowała niderlandzkojęzyczna, liberalna gazeta belgijska "Het Laatste Nieuws". Dziennik podał, że mężczyźni, którzy urodzili się głusi, nie mogli znieść myśli, że wkrótce mogą również oślepnąć, co uniemożliwiłoby im komunikację ze sobą.

Bliźniacy spędzili całe życie razem. Dzielili pokój w domu rodzinnym, a gdy dorośli, obaj zostali szewcami. Po wyprowadzce od rodziców przenieśli się do wspólnego mieszkania.

"Het Laatste Nieuws" podkreśla, że głuchota nie przeszkadzała im, by wieść szczęśliwe życie. Wszystko zaczęło się zmieniać kilka lat temu, gdy bracia zaczęli powoli tracić wzrok. "Myśl, że nie będą się mogli widzieć, była dla nich nie do zniesienia" - podaje dziennik.

Zgodnie z belgijskim prawem eutanazja jest dozwolona, jeśli osoba pragnąca zakończyć swoje życie, jest pewna swojej decyzji, a lekarz orzeknie, że cierpi ona nieznośny ból. Belgijscy bliźniacy nie byli jednak śmiertelnie chorzy, nie cierpieli również fizycznego bólu. Jednak mimo to lekarze Szpitala Uniwersyteckiego w Brukseli przystali na prośbę braci.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/ ... BoxWiadTxt


Z której strony by nie patrzyć w Polsce zwierzęta mają w tym względzie chyba lepiej...
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 19 sty 2013, 18:22

Czy Rosjanom odpadną stopy? 2013-01-16 (14:25)

Co tam nowoczesne samoloty i czołgi, śmiercionośne rakiety i niewykrywalne łodzie podwodne - modernizacja rosyjskiej armii przebiega wielotorowo. O ile na wyżej wymienione elementy przeznacza się niewyobrażalne kwoty z państwowego budżetu, na projekt, który być może stanie się sztandarową reformą armii w 2013 roku, może zabraknąć pieniędzy. Miliony par skarpetek to przecież luksus!

To już ostateczne - Minister Obrony Federacji Rosyjskiej Siergiej Szojgu zapowiedział, że do końca 2013 armia ostatecznie pożegna się z niezbędnym od kilkuset lat elementem żołnierskiego wyposażenia - onuce mają zostać zastąpione przez skarpetki. W wojsku oraz internecie zawrzało.

Popularne płócienne prostokątne fragmenty tkaniny, którym żołnierze ściśle opatulali stopy, były stosowane w wielu państwach świata od niepamiętnych czasów. Część naukowców uważa je za typowo słowiański wynalazek, ale w zmodyfikowanej wersji były stosowane nawet w starożytności. Nawet słynący z doskonałego ekwipunku Wehrmacht nie gardził "szmatą do buta", nie mówiąc już o Związku Radzieckim, w którym onuce stały się wręcz symbolem-legendą. Gdy kilka lat temu wycofywano je z ukraińskiej armii, tamtejsze wyższe dowództwo wystąpiło z propozycją unieśmiertelnienia onuc i postawienia im pomnika. W Polsce onuce zostały wycofane z wojska 25 lat temu.

Zwolennicy onuc podkreślają ich uniwersalność, wygodę i właściwości higieniczne. Podczas długich operacji, kiedy ciężko o pranie, można je po prostu odwrócić na drugą stronę, poza tym bardzo szybko schną, nie trzeba szukać drugiej od pary, gdy jedna się zgubi lub zniszczy, można je parzyć i gotować, bo nie posiadają elementów syntetycznych. Ponadto zapewniają niespotykany komfort, chroniąc przed zimnem, upałem, a także otarciami i odciskami: - Na co dzień lepsze są oczywiście skarpety, ale na poligon, do ćwiczeń strzeleckich czy innych działań bojowych, lepiej zakładać onuce. Buty są z nimi wygodniejsze - twierdzi student pierwszego roku jednej z rosyjskich akademii wojskowych. I tu dochodzimy do sedna problemu.

Większość rosyjskich "sołdatów" dysponuje sztywnym obuwiem ze skóropodobnej kirzy, niekoniecznie dobrze dopasowanym pod względem rozmiaru. Onuce pozwalały nie tylko bezboleśnie rozchodzić niewygodne kozaki, ale również uniknąć problemów z niedopasowaną rozmiarówką - żołnierz z grubą obwiązanymi stopami nie odczuwał żadnych dolegliwości, które w przypadku skarpetek i takiej jakości obuwia zapewne będą zdarzać się nagminnie.

Nic zatem dziwnego, że nawet młodzi żołnierze sceptycznie odnoszą się do reformatorskiego pomysłu ministra, prognozując sobie przyszłe męki z powodu odcisków, a samym skarpetkom, przy zachowaniu aktualnej "poligonowej" eksploatacji, dając zaledwie kilka dni "życia". I to mimo tego, że prawidłowe zakładanie onuc, by spełniły wszystkie swoje zadania, nie należy do najłatwiejszych, a i idea jest znacznie głębsza: "Zamach na onuce to nie kwestia rodzaju odzieży. Sens onuc leży w tym, by każdemu mądrali, który wstąpił do wojska, pokazać, że jest nikim, dopóki mądry sierżant nie nauczy go, jak to zrobić. Onuce to element kształtujący mentalność w rosyjskiej armii i w całej Rosji" - głosi jeden z trafniejszych komentarzy na rosyjskim portalu Business FM. Czy mimo tego rosyjskich żołnierzy puszczą w skarpetkach?

http://facet.wp.pl/kat,69514,title,Czy- ... omosc.html#
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 20 sty 2013, 14:13

Nasi sojusznicy zza oceanu:

http://goo.gl/zH9No
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 25 sty 2013, 08:32

http://fakty.interia.pl/swiat/news/ana- ... ow,1886706
ANA odwołuje kolejne loty z powodu uziemienia Dreamlinerów

Linie lotnicze All Nippon Airways (ANA), które mają największą flotę samolotów Boeing 787 odwołały w piątek kolejnych 78 lotów zaplanowanych na koniec stycznia. W sumie od czasu, gdy zawieszono loty tych maszyn japońskie linie odwołały 459 połączeń.ANA, która ma 17 z 50 dostarczonych dotychczas przez Boeinga maszyn 787 Dreamliner poinformowały, że odwołane dotychczas loty dotknęły 58 tys. pasażerów. Linie na trasach krajowych i międzynarodowych obsługują miesięcznie około 3,7 mln podróżnych.

W ubiegłym tygodniu ANA oraz Japan Airlines (JAL) z powodu wątpliwości dotyczących bezpieczeństwa akumulatorów zamontowanych w Dreamlinerach wstrzymały loty wszystkich samolotów tego typu. Swoje samoloty Boeing 787 tymczasowo uziemiły też Stany Zjednoczone, Indie, Chile i Etiopia. Wszystkie rejsy maszyn tego typu wstrzymała również Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA).
Amerykański Federalny Urząd ds. Lotnictwa (FAA), który wiąże usterki w Dreamlinerach z przegrzewaniem się akumulatorów litowo-jonowych zainstalowanych w samolocie, poinformował w czwartek, że jego dochodzenie w tej sprawie jest dalekie od zakończenia.
"A taki był ładny, amerykański. Szkoda"


http://www.youtube.com/watch?v=WRm-w1o9BRc
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 01 lut 2013, 18:42

Tajemnice hipnozy [WYWIAD Z PSYCHOLOGIEM]
Fale mózgowe emitowane przez mózg w jej trakcie są odmienne niż podczas snu czy normalnej aktywności. Czy można się z niej nie obudzić lub zostać przez kogoś zaprogramowanym do wykonania określonego zadania, np. przestępstwa? Czy każdego da się zahipnotyzować? Jakie mogą być zagrożenia i jakie korzyści z poddania się hipnozie? Na te i inne pytania odpowiada dr Anna Ziółkowska ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Poznaniu.

Jakie jest podejście naukowców do hipnozy? Uznaje się ją za metodę terapii, czy w świecie nauki to raczej pojęcie z dziedziny science-fiction?

Dr Anna Ziółkowska: Historia badań nad hipnozą jest bardzo długa. Przyjmuje się, że jest ona albo zmienionym stanem świadomości, który w sposób zasadniczy różni się od stanu snu i stanu czuwania, albo stanem zwiększonej reaktywności na sugestie, którego występowanie determinują wyłącznie czynniki społeczno-poznawcze. Nie znaleziono jednak arbitralnych dowodów na to, w jaki sposób zmienia się świadomość i mózg osoby w stanie hipnozy. Z drugiej strony występowanie w hipnozie takich zjawisk, jak na przykład zmniejszenie wrażliwości bólowej trudno wyjaśnić odwołując się wyłącznie do czynników psychologicznych.

Naukowcy rejestrowali fale EEG mózgu i okazały się one inne u osób zahipnotyzowanych niż u tych w stanie snu i czuwania. W dużej mierze hipnoza wciąż jest dla naukowców zagadką, choć nikt nie kwestionuje, że ona występuje.

W filmach i serialach hipnoza jest pokazywana jako sposób na zdobycie niezwykłych zdolności albo kojarzy się z efektownymi pokazami scenicznymi. Jak dużo prawdy jest w tym wyobrażeniu?

A.Z.: Mitem jest to, że pod wpływem hipnozy można zwiększyć swoje zdolności parapsychiczne np. osiągnąć zdolności telepatyczne czy zacząć mówić w języku, którego nie znamy. Często w pokazach hipnozy estradowej albo filmach można zobaczyć osobę zahipnotyzowaną, która wykonuje tzw. most kataleptyczny. Układa się ją na poręczy dwóch krzeseł, a ona utrzymuje się w sztywnej pozycji. Tymczasem taki most można wykonać i bez hipnozy. Nasz kręgosłup jest tak skonstruowany, że kiedy ułożymy odpowiednio ciało, to może nastąpić takie usztywnienie. Wtedy, nawet jeśli ktoś na nas stanie, to utrzymamy jego ciężar.

Hipnoza estradowa jest niebezpieczna. Wśród osób, które brały udział w tego typu wydarzeniach zdarzały się nawet później próby samobójcze. Dlatego stanowczo odradzam udział w pokazach hipnozy estradowej. Powinny być one zakazane, ale niestety nie są.

Czy to prawda, że ze stanu hipnozy można się nie obudzić?

A.Z.: Czas trwania hipnozy jest wyznaczony przez hipnotyzera, to on wprowadza i wyprowadza ze stanu hipnozy. Jednak nawet gdyby hipnotyzer zahipnotyzował kogoś i sobie poszedł, to ta osoba sama z siebie wcześniej czy później z tego stanu wyjdzie. Wybudzi się z niego tak, jak wychodzi się ze snu.

Hipnoza może stać się niebezpieczna, jeśli będzie przeprowadzana przez niewykwalifikowaną osobę. Nie wystarczy zdobyć wiedzę na temat metod wprowadzania w stan hipnotyczny, aby stać się hipnotyzerem. Niezbędna jest wiedza z zakresu psychologii, dlatego zaleca się, aby hipnoza była wykorzystywana wyłącznie przez wykwalifikowanych psychologów lub psychiatrów.

Po strzelaninie w jednym z amerykańskich miast na premierze "Batmana" w lipcu 2012 r. pojawiły się głosy, że sprawca masakry mógł jej dokonać pod wpływem hipnozy. Często mówi się o wykorzystywaniu jej przez służby specjalne, które mogłyby np. "zaprogramować" kogoś na wykonanie określonego zadania wbrew jego woli. Czy to jest możliwe?

A.Z.: To często powielany mit. Nie można kogoś zmusić do wykonania czegoś za pomocą hipnozy. Nie można też zahipnotyzować kogoś wbrew jego woli. Nie można powiedzieć: masz tu broń, idź na korytarz i zastrzel pierwszą osobę, którą zobaczysz, a ta osoba jak automat pójdzie zrobi to i nie będzie pamiętała stanu hipnotycznego. Jeśli osoba hipnotyzowana usłyszy polecenie, które nie jest zgodne z jej przekonaniami, to tego nie zrobi i od razu wyjdzie ze stanu hipnotycznego. Chyba, że miała już wcześniej podobne zamiary, ale przed ich realizacją powstrzymywał ją lęk przed karą. Wtedy hipnoza może być katalizatorem określonego zachowania.

Jeśli sięgniemy do historii wymiaru sprawiedliwości, to znajdziemy przypadki uniewinnienia osoby, która twierdziła, że wykonała dane przestępstwo za namową hipnotyzera. Taką sprawę opisywano pod koniec XIX wieku. Mężczyzna ukradł zegarek, ale zrobił to zupełnie jawnie - przy dużej liczbie świadków. Było to strasznie dziwne, dlatego padło podejrzenie, że być może ukradł pod wpływem hipnozy. W ramach śledztwa zahipnotyzowano go więc ponownie i zasugerowano, by dokonał kradzieży, a on to faktycznie zrobił. Na tej podstawie został uniewinniony. Dziś już nikt by się w ten sposób nie wybronił.

Czy hipnoza może być wykorzystywana jako metoda wydobywania informacji np. podczas prowadzonego śledztwa?

A.Z.: Kodeks postępowania karnego zabrania wykorzystywania hipnozy w przesłuchaniu. Ten przepis jest jednak różnie interpretowany. Wykorzystuje się ją czasem w postępowaniu operacyjnym albo podczas przygotowywania ekspertyz psychologicznych. Bywa stosowana do wydobywania wspomnień, do których zwykle nie udaje się dotrzeć za pomocą innych metod. Może się tu jednak pojawić dużo błędów i nieścisłości, dlatego hipnotyzer musi być wykwalifikowanym psychologiem i zadawać pytania tak, by nie sugerować odpowiedzi. Jeśli taką procedurę prowadzi policjant po weekendowym szkoleniu z hipnozy, to może po prostu usłyszeć od przesłuchiwanego to, co chce.

Czy każdego można zahipnotyzować?

A.Z.: Poszczególne osoby różnią się pod względem podatności hipnotycznej. Niektórych się wcale nie da zahipnotyzować, a inni są bardzo podatni. To jest cecha wrodzona, w niewielkim stopniu modyfikowalna.

Dawniej funkcjonowały mity, że osoby podatne na hipnozę są mniej inteligentne, ale nie jest to prawdą. Prawdą jest jednak, że na hipnozę są mniej podatne osoby, które od dziecka mocno stąpają po ziemi. Naukowcy sprawdzali, czy w posiadanie w dzieciństwie wymyślonego przyjaciela i wiara w istnienie krasnoludków przekłada się na późniejszą podatność hipnotyczną. Dostrzeżono taką zależność. Osoby, które w dzieciństwie miały np. wymyślonych przyjaciół później okazywały się bardziej podatne na hipnozę.

Po co w ogóle dać się zahipnotyzować? Jak można pozytywnie wykorzystać hipnozę?

A.Z.: Hipnoza wiąże się ze stanem relaksacji. W różnych sytuacjach stresowych można nawet samego siebie wprowadzić w stan hipnozy i w ten sposób się zrelaksować. Większość osób, które korzystały z hipnozy twierdzi, że był to stan przyjemny. Stosuje się ją jako technikę wspomagającą różne inne terapie, np. do zwalczanie nałogów. Wykorzystuje się ją też do leczenia problemów dermatologicznych. Trudno to wyjaśnić, ale sprawdza się przy usuwaniu kurzajek.

Może też w pewnym stopniu redukować odczucie bólu. Żaden badacz hipnozy nie powie, by stosować ją zamiast środków farmakologicznych, ale bywają przypadki, w których medycyna nie ma już pola do popisu, bo nie można już podawać środków farmakologicznych. Podejmowano próby porodów przy zastosowaniu hipnozy. Jeden z hipnotyzerów w ciągu trzech lat przeprowadził 800 takich porodów. Niektórzy chcieli nawet hipnozą redukować ból podczas interwencji chirurgicznych. Oczywiście w takich sytuacjach ryzyko było ogromne, bo zdarzają się przecież sytuacje, kiedy zahipnotyzowany sam z tego stanu nieoczekiwanie wychodzi.


http://zdrowie.gazeta.pl/Zdrowie/1,1058 ... l#BoxLSTxt
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 26 lut 2013, 20:23

http://wyborcza.pl/1,75478,13460788,Mis ... .html?as=2


MISJA:))))))))))))))))))))))))) TVP
Misja w TVP? Prezes Braun: "Barwy szczęścia", "M jak miłość", "Viva Najpiękniejsi"
Podoba się, jak mówią, że TVP do zaorania? Bo jak się powie, że wszyscy posłowie to idioci, to też klaszczą. Ale kiedy emitujemy "M jak Miłość" 4,5 mln widzów siada i patrzy. I też klaszcze - mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Juliusz Braun, szef TVP

Sebastian Kucharski: "TVP jest jak statek i dopiero po dłuższym czasie można zauważyć, w jakim kierunku płynie" - tak pan mówił. Strata TVP za 2012 r. wyniesie ponad 200 mln zł. Statek idzie na dno?

Juliusz Braun: To prawda, że rok zakończy się dużą stratą, ale wynik będzie znany na końcu marca. Każda liczba to dziś prognoza albo spekulacja.

Statek, choć z trudnościami, ale płynie. Nigdy nie straciliśmy płynności finansowej, a dziś stan kasy jest o niemal 100 mln zł lepszy niż w połowie 2012 r. Wynik stycznia jest o 15 mln zł lepszy niż w styczniu rok temu.

Kurs TVP zmieniamy już od dwóch lat, ale to trwa dłużej niż na transatlantyku. Jeśli chodzi o repertuar filmowy, to wciąż posługujemy się w istotnej części zakupami sprzed trzech czy pięciu lat. Gospodarność, nie mówiąc o przepisach prawa, nakazuje mi dziś wykorzystać także takie filmy, których zakupu dziś bym nie akceptował.

Przyszedłem w momencie, kiedy finansowanie publiczne osiągnęło dno. Do tego głębokie załamanie rynku reklamowego, którego nikt nie spodziewał. Dlatego wynik będzie zdecydowanie gorszy niż planowany. Ale - podkreślę - telewizja kosztuje blisko 700 mln zł rocznie mniej niż jeszcze pięć lat temu. To ogromne ograniczenie wydatków. Poza tym w 2012 r. w kosztach znalazły się Euro i igrzyska olimpijskie.

Dwa wielkie imprezy sportowe, na których TVP również straciła.

- Bezpośrednie koszty były większe niż bezpośrednie przychody. Ale zyskaliśmy w innych dziedzinach, dlatego uważam, że to był słuszny zakup.

Na zeszłoroczną stratę największy wpływ mają jednak koszty tzw. simulcastu, czyli jednoczesnego nadawania analogowego i cyfrowego oraz Euro i olimpiady. To razem blisko 200 mln zł. W tym roku takie wydatki się nie powtórzą i nie będzie już straty. Tym bardziej że wprowadziliśmy kolejne ograniczenia.

Jakie?

- We wszystkim - od produkcji widowisk po seriale. Teraz odcinek jednego serialu jest nawet o 20 proc. tańszy niż 3-4 lata temu.

Przedłużył pan umowę z firmą producencką Tomasz Lisa. Też były oszczędności?

- Nowa umowa obowiązuje od lutego. Dotyczy produkcji 37 odcinków. Wszyscy w TVP muszą trochę zaciskać pasa. Mogę powiedzieć, że koszty produkcji jego programu są teraz dużo niższe od tych, które zapisano przed laty w umowie zawartej przez Andrzeja Urbańskiego. Ale żeby nie było wątpliwości - decyzję prezesa Urbańskiego, który zadecydował o powrocie Tomasza Lisa do TVP, w pełni popieram.

Ma pan po dwóch latach urzędowania pomysł na to, aby TVP stanęła jeszcze na nogi?

- Bez finansowania publicznego TVP na nogi nie stanie. Mogłaby zrobić to sama, ale musiałaby się zmienić w telewizję komercyjną, a tym nie jestem zainteresowany.

Chcę uniwersalnej telewizji publicznej, takiej jak w całej Europie, w której też jest miejsce na rozrywkę i serial. Ale nawet seriale nie zawsze mogą się finansować z reklam. To widać po funkcjonowaniu TVN i Polsatu, które inwestują w produkcję, jakiej stacja publiczna nie może akceptować. Chodzi o tzw. docu-scripty, czyli paradokumenty, które są produkowane przy udziale amatorów. One są technicznie bardzo prymitywne. Nie zawsze jestem zadowolony z poziomu naszych programów, ale pewnych granic nie przekraczamy.

Spełniamy też liczne obowiązki - publicystyka, Teatr TV czy filmy dokumentalne. Są też transmisje mszy świętej w każdą niedzielę. Tego nie zapewni żadna stacja komercyjna, a jest to ważne dla blisko miliona obywateli, często ludzi starszych, unieruchomionych w domu.

Kilka lat temu mówił pan o piosenkarce Dodzie występującej w show TVP, że "szkodzi wizerunkowi stacji"?

- Podtrzymuję.

Teraz TVP rozpoczyna kolejną edycję show "Voice of Poland", gdzie też mamy sporo tzw. bytów celebryckich.

- Kompletne nieporozumienie. Trenerzy w "Voice of Poland" to artyści, którzy trafili tam z racji swych kompetencji. To kwestia standardów. Zaproszenie Dody jako jurorki do show o tańcu na lodzie i jej słynne wulgarne dialogi z innymi jurorami przekraczało granice, których nadawca publiczny, odpowiadający m.in. za kształtowanie wzorców, przekraczać nie powinien. Do tej pory słyszę pretensje o "tańce na lodzie", choć nie miałem z tym programem nic wspólnego.

Czyli są celebryci lepsi i gorsi.

- Nie wszyscy pasują do TVP. Ale już nie chcę mówić o tej nieszczęsnej Dodzie.

Mam przy sobie program TVP. Proszę pokazać, gdzie pan np. przykład widzi misję w poniedziałkowym wieczornym paśmie Dwójki (program z 11 lutego).

- Od razu mówię: jest wszędzie.

Proszę?

- Dwa seriale "Barwy szczęścia" i "M jak miłość". Jest też relacja z imprezy "Viva Najpiękniejsi". To akurat jednorazowa impreza, może nie jest to jakieś szczególne nasze zadanie, ale nie mam powodu tej gali się wstydzić.

Zwracam uwagę, że "M jak miłość" to serial bardzo dobrej jakości, profesjonalnie zagrany i sfilmowany. Chce go oglądać co tydzień kilka milionów osób, 40 proc. widzów wszystkich telewizji. My przyzwyczailiśmy ich do pewnego standardu. Pokazujemy seriale popularne i rozrywkowe, ale mające sensowne przesłanie.

Jak pan wytłumaczy widzom to, że z jednej strony mówi o stracie TVP, a z drugiej chce inwestować w kilka kanałów tematycznych.

- Robimy to także właśnie dlatego, żeby mieć gdzie zarabiać. Dziś już często połowa osób oglądających telewizję to widzowie kanałów tematycznych. Musimy być tam obecni.

Kanały tematyczne są różne i różne mamy wobec nich oczekiwania. Często na jednym oddechu ktoś mówi, że TVP ma nie mieć projektów deficytowych, ale ma być w pełni i wzorcowo misyjna. Tak się nie da. TVP Kultura zawsze będzie kanałem nierentownym w sensie ekonomicznym, ale w sensie społecznym bardzo zyskownym. A kanał TVP Rozrywka, który wystartuje za kilka tygodni, wkrótce przyniesie dochody.

Od lat o TVP mówi się jako o molochu z przerostem zatrudnienia, który najlepiej zaorać. Pana obecność nic tu nie zmieniła. Praktycznie każdy komentarz reżysera czy producenta krytykującego TVP podoba się opinii publicznej.

- Jak ludziom się powie, że wszyscy posłowie to idioci, to przecież też klaszczą. Ale kiedy emitujemy "M jak Miłość", 4,5 miliona widzów siada i patrzy. I też klaszcze.

Zdarza mi się czytać w internecie, że nikt TVP już nie ogląda. A z badań wynika, że średnio programy TVP przynajmniej przez kilka minut ogląda 25 milionów ludzi! Nie zgadzam się z tym, że TVP to moloch. To instytucja zatrudniająca dziś dwa razy mniej pracowników niż sześć lat temu. Kilkakrotnie mniej niż media publiczne w Niemczech, we Francji czy w Wielkiej Brytanii.

Tylko w ciągu dwóch lat mojej obecności obniżyliśmy roczne koszty o blisko pół miliarda złotych. Proszę pokazać inną spółkę skarbu państwa z takimi wynikami.

Prosta statystyka: biorąc pod uwagę przychód na jednego pracownika przegrywacie z TVN i Polsatem.

- Statystyka czasem fałszuje rzeczywistość. Telewizja jest nie tylko nadawcą, ale także wielkim producentem. To wielka wartość. Sami produkujemy nie tylko wiele programów, ale też seriale takie jak np. "Rodzinka.pl". Gdybyśmy sami nie zajmowali się produkcją, to wystarczyłoby dwóch pracowników, żeby je kupić na rynku.

Ale jeśli mamy sto osób, które pracują przy produkcjach, operatorów, oświetleniowców, także techników, to efektywność na jednego zatrudnionego jest rzeczywiście dużo mniejsza.

Poza tym TVP powinna mieć pewną rezerwę pracowników na czas szczególnych wydarzeń.

Skoro trudno oszczędzać na ludziach, to może lepiej na nieruchomościach?

- Przygotowaliśmy do sprzedaży nieruchomości, jeszcze z czasów Radiokomitetu, warte blisko 350 mln zł. To budynki, mieszkania, działka nad Zalewem Zegrzyńskim. Ale dziś na rynku nieruchomości też jest kryzys, więc trudno o nabywców, zwłaszcza że obowiązują nas bardzo rygorystyczne procedury. Ale staramy się tego balastu pozbywać.

A gdyby to od pana zależało, zdecydowałby się pan na budowę tej siedziby? Kosztowała prawie 190 mln zł.

- Jak na współczesne potrzeby telewizyjne jest ona zdecydowanie niefunkcjonalna.

M.in. w "Rzeczpospolitej" pojawiły się informacje, że za ubiegłoroczną stratę może pan zapłacić stanowiskiem.

- Nic o tym nie wiem. Media już kilka razy zapowiadały moje odejście, nawet wskazywały następcę, i jakoś się te plotki nie sprawdzały. Tym razem będzie tak samo.

Niedługo pojawi się nowy rynkowy gracz telewizyjny - konserwatywna TV Republika. Ma szanse na sukces w tych trudnych czasach?

- Będzie trudno, ale życzę im jak najlepiej. Uważam, że większy pluralizm na rynku informacji będzie tylko zyskiem dla wszystkich.

Pan nie myślał o zatrudnieniu w TVP któregoś z tzw. autorów niepokornych?

- Nie zamykamy drzwi przed nikim. Ale chcę, żeby w telewizji byli ludzie rzetelni, a nie "niepokorni".
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 17 mar 2013, 23:48

Po śmierci możesz stać się wybranym drzewem. Ten wynalazek całkiem zmieni pochówki?
W misie zrobionej ze sprasowanego torfu bliscy umieszczają po kremacji prochy. W specjalne zagłębienie wkładają sadzonkę drzewa. Szczątki z torfem stają się nawozem a wybrana przez nas roślina, gdy wyrośnie - pomnikiem zmarłego.

Gosia i Marcin Dziembaj ze Szczecina są grafikami komputerowymi. W wolnych chwilach zajmują się designem. To oni stworzyli biodegradowalną urnę na prochy, która wygrała prestiżowy konkurs "Make me!" Łódź Design Festival 2012. Tam dostrzegli ich kuratorzy Salone del Mobile, jednego z największych festiwali designu w Europie. Szczecinianie, jako jedyni goście z Polski, pokażą swój pomysł w Mediolanie.

Urna, którą Marcin i Gosia zaprojektowali wspólnie, składa się z trzech części. Prochy zmarłego umieszczane są w misie zrobionej ze sprasowanego torfu. W przykrywce jest zagłębienie, w które wkładamy sadzonkę drzewa. Całość zakopujemy. Kolejne dwie części to ceramiczne półkule. Jedna może służyć jako szkatułka na pamiątki po zmarłym, drugą - z wieczkiem, na którym można wyryć inskrypcję - można zakopać w ziemi lub zabrać do domu na pamiątkę.

- Pomysł zrodził się trzy lata temu podczas spaceru po szczecińskim Cmentarzu Centralnym [jedna z największych nekropolii w Europie, będąca też zabytkowym, pięknym parkiem - red.] - mówi Gosia Dziembaj. - Patrzyliśmy na groby i znicze, na ten wyścig: kto ma większy, ładniejszy. Pomyśleliśmy o stworzeniu parku pamięci, w którym byłyby same drzewa.

Okazało się, że takie miejsca w USA czy Kanadzie istnieją, a ekologiczna forma pochówków jest tam bardzo popularna.

- Uznaliśmy, że warto się zastanowić nad tym, jak taki pochówek mógłby wyglądać, żeby był elegancki i zgodny z naturą. Przegadaliśmy to, narysowaliśmy. Dalej poszło już samo.

Dzięki ich wynalazkowi zmarli mogą po śmierci - w zależności od wyrażonej wcześniej woli zmarłego i tego, jaka sadzonka znajdzie się w urnie - zmienić się np. w akację, brzozę czy okazały dąb. Wymyślona przez Dziembajów urna cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem. Na razie za granicą, bo w Polsce proponowana przez nich formuła chowania zmarłych jest to wciąż zbyt rewolucyjna. Ale wynalazcy wierzą, że ekologiczne pochówki dotrą i do nas.

Możliwe są dwie wersje biodegradowalnych mis prochowych. Ich nazwy nawiązują do łacińskiej sentencji "ab ovo ad mala" ("od jajek do jabłek", czyli przenośnie "od początku do końca" - bo Rzymianie zaczynali posiłek od jajek a kończyli owocami).

- Pierwsza z urn nazywa się OVO, czyli "jajko" [nawiązanie też do kształtu urny - red.] i jest przeznaczona dla jednej osoby - tłumaczy Marcin Dziembaj. - Druga, czyli MALA, jest dwuczęściowa, dla dwóch osób. Oczywiście nie oznacza to, że jest wyłącznie dla dwojga ludzi, którzy umrą w tym samym czasie. Po śmierci jednego np. z małżonków jedną część tej urny zakopujemy w ziemi, a drugą pozostawiamy dla tego, który żyje.

Pomysł jest już w urzędzie patentowym. Niebawem urny będą dostępne na rynku.

http://szczecin.gazeta.pl/szczecin/1,34 ... SlotII3img


bardzo dobry pomysł
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 18 mar 2013, 19:29

Nowe kanały darmowej telewizji cyfrowej cieszą się popularnością. Widzowie oglądają ją rekordowo długo - informuje "Puls Biznesu".

Naziemna telewizja cyfrowa działa na Polaków jak magnes. W styczniu jej przeciętny widz spędzał przed telewizorem aż 5 godzin i 9 minut. To o 17 proc. więcej niż rok temu i o pół godziny więcej niż średnia czasu oglądania dla widzów telewizji kablowej oraz platform satelitarnych.

"To cieszy, widać, że rosnąca oferta bezpłatnej telewizji cyfrowej przypadła do gustu Polakom. Rozszerzenia jej o kolejne kanały powinni się obawiać operatorzy kablowi i platformy satelitarne" - zaznacza Dariusz Dąbski, prezes TV Puls.

Największy rozziew między starym a nowym widać, gdy porównamy widzów analogowej telewizji naziemnej z tymi cyfrowymi. Ci pierwsi rok do roku oglądają kilka dostępnych kanałów o 9 proc. krócej. W styczniu 2013 r. widzowie 20 cyfrowych kanałów przebijali naziemną publiczność o ponad 45 minut, czyli tyle, ile potrzeba na wyemitowanie siedmiu bloków reklamowych.

Źródło: PAP, SW, WP.PL
http://tech.wp.pl/kat,130038,title,Pola ... omosc.html

i z czego tu się cieszyć...?
Awatar użytkownika
Lech
Administrator
Posty: 5828
Rejestracja: 23 lis 2010, 22:09
Lokalizacja: Warszawa
Kontaktowanie:

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: Lech » 18 mar 2013, 19:32

Choćby z tego, że jest alternatywa dla drogich kablówek ;)
Pomoc prawna w sprawach wekslowych
kancelaria (małpa) kpwig.pl
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 19 mar 2013, 00:36

Ja tam wolę filmy bez reklam tzn. z chomika :) lub DVD
Tylko po to trzymam w domu telewizor ( nie mam ani satelity, ani kablówki ani dekodera -sam pakiet socjalny z Vectry tzn. TVP 1, TVP 2, INFO i Polonia )- dlatego dziwię się jak można w ciągu tych 5 godzin dziennie oglądać przez co najmniej 1.5 godziny bloki reklamowe i zapowiedzi przygłupawych programów co mnie akurat w ogóle nie interesują. Na TVP wprawdzie też najczęściej bzdury lub powtórki ale przynajmniej nie przerywają filmów reklamami-jak zaczną zrezygnuję chyba też z w/w pakietu :)
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 19 mar 2013, 13:56

Ile zarabiają lekarze? 2013-03-18 (13:41)



Aż 125 tysięcy złotych miesięcznie zarabia najlepiej wynagradzany lekarz w Polsce. Na konto innych specjalistów wpływają mniejsze kwoty, choć i ci lekarze nie powinni narzekać na ich wysokość. Związki zawodowe lekarzy podkreślają, że jest to zawód, który musi być dobrze opłacany, bo jest elitarny.

Wynagrodzenia w niektórych szpitalach pochłaniają nawet 90 proc. ich budżetu. Średnio jednak na płace szefowie tych placówek przeznaczają 60 proc. Z drugiej strony od kilku lat Główny Urząd Statystyczny odnotowuje coraz większy odsetek Polaków, którzy wybierają prywatną opiekę lub wolą nie iść do lekarza wcale. W prywatnych klinikach, mimo możliwości leczenia się w państwowych publicznych, Polacy zostawiają część swoich dochodów. Pensje lekarzy w takich miejscach nie należą do niskich.

Za najbogatszego lekarza w Polsce uznaje się Romualda Ściborskiego, prezesa Polskiego Holdingu Medycznego Pcz S.A. i założyciela grupy kapitałowej Pcz S.A. Z wykształcenia jest lekarzem stomatologiem, doktorem nauk medycznych. Jego firma jest warta na giełdzie prawie 1,5 mld zł. On sam ma kolejne, ambitne plany - myśli o stworzeniu prawdziwego koncernu medycznego.

Jak rośnie pensja

Lekarze mogą pobierać wynagrodzenie z tytułu umowy o pracę lub na podstawie kontraktów. Zaczynający praktykę lekarz trafia zwykle do państwowej placówki. Tuż po studiach, jako stażysta zarobić może kilka tysięcy złotych. Zdobyte w tym miejscu doświadczenie niemal zawsze procentuje. Z roku na rok lekarze pną się po drabinie kariery, otwierając po drodze prywatne praktyki. Nie bez znaczenie jest specjalizacja, jaka wybierają lekarze. Od niej zależy, ile będą w przyszłości zarabiać.

- Często specjalizacje są blokowane przez samych specjalistów w danej dziedzinie, którzy wiedzą, że ich zarobki zależą od niskiej podaży lekarzy w tej specjalności - informuje bloger Medexpress.pl dr Krzysztof Łanda.

Droga do wysokich zarobków bywa długa. Czasami wysokość pensji uzależniona jest od szczęścia.

Polecamy: Rynek weryfikuje zarobki w Polsce

- W niektórych miejscowościach lekarzy danej specjalności jest wielu i tam ich wynagrodzenia są stosunkowo niskie. Jednak są miejscowości, gdzie dyrektor lecznicy, żeby przyciągnąć lekarza określonej specjalności musi mu zaproponować bardzo wysokie wynagrodzenie, inaczej będzie musiał zrezygnować z prowadzenia działalności, a wielu pracowników, których ma gotowych do pracy, bez kompletnego zespołu będzie musiał zwolnić. Gra wielkością wynagrodzenia to normalne zachowanie i rynek pod tym względem reaguje prawidłowo, nie ma moim zdaniem w tym żadnej sensacji – informuje dalej dr Krzysztof Łanda.

Dwie strony medalu

Poza pensjami, dodatkowy dochód medyków może iść nawet w miliony rocznie, a związanych jest np. z prowadzeniem badań klinicznych. W kwestii zarobków jednak trudno mówić ogólnie o wszystkich medykach. Średnio bez specjalizacji zarobić można ok. 5 - 6 tys. złotych. Sami lekarze nie kryją, że zarobki mogą być rzeczywiście dobre, ale osiągane są morderczą pracą na kilku etatach. Warto przy tym pamiętać, że różnice w zarobkach między poszczególnymi oddziałami i szpitalami są wyjątkowo duże i sięgać mogą nawet kilkuset procent. Z drugiej strony nie brakuje głosów, że pracując w więcej niż jednym zakładzie opieki zdrowotnej, medycy nie są w stanie poświęcić swoim pacjentom należytej uwagi.

Zarobki lekarzy*

Szef kliniki chorób zakaźnych i hematologii → 43 tys. zł
Reumatolog →18 tys. zł
Ortopeda →16 tys. zł
Kardiolog →14 tys. zł
Radiolog →12 tys. zł
Ordynator →10 tys. zł
Anestezjolog → 9 tys. zł
Chirurg w trakcie specjalizacji → 8 tys. zł
Lekarz z drugim stopniem specjalizacji średnio →7,2 tys. zł
Lekarz z pierwszym stopniem specjalizacji średnio → 6,6 tys. zł
Stażysta w szpitalu → 2,2 tys. zł


* źródło Fakt

ml, AS, WP.PL
http://praca.wp.pl/title,Ile-zarabiaja- ... omosc.html
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 07 lip 2013, 10:46

Gdybym dostawał grosz za każdym razem, kiedy czytam w opiniach narzekania na baterie w smartfonach, byłbym bogaczem. Prawda jest jednak taka, że Polacy masowo kupują telefony, które pozwalają oglądać filmy, słuchać muzyki i grać w gry. Każdy akceptuje przy tym fakt, że takie urządzenie będzie trzeba codziennie ładować.

Należy jednak pamiętać, że dzisiaj ładujemy smartfona codziennie, ale jeśli nie będziemy odpowiednio obchodzić się z baterią, za kilka miesięcy telefon będzie trzeba podłączać do ładowarki co kilka godzin. Oczywiście najlepszym sposobem na oszczędzanie baterii jest po prostu wyłączenie niepotrzebnych usług, jak WiFi czy GPS, gdy z nich nie korzystamy. Poza tym jest jednak kilka zasad, których warto przestrzegać, aby nasza bateria za rok nie nadawała się tylko do śmieci - zwłaszcza, jeśli macie jeden z tych nowych, wypasionych telefonów, w których nie da się akumulatora wymienić.

Ładuj do pełna

Kiedy następnym razem, kupując telefon usłyszycie od sprzedawcy, że baterię telefonu należy sformatować, możecie mu powiedzieć dwie rzeczy: po pierwsze ten proces nazywa się „formowaniem”, a po drugie sprzedawca zatrzymał się w zeszłej epoce - dzisiejszych akumulatorów nie dotyczy efekt pamięci. Kilkukrotne, całkowite rozładowanie i ponowne ładowanie baterii może ją nawet uszkodzić! Rzeczywiście taką operację należało przeprowadzać w bateriach kadmowych, dzisiaj jednak stosuje się niemal wyłącznie baterie litowo-jonowe, które należy traktować w całkiem odmienny sposób.

Akumulatory w smartfonach należy stosunkowo często doładowywać i nie powinno się doprowadzać do ich całkowitego rozładowania. Idealna sytuacja, to taka, w której rozładowujemy baterię do ok. 40 proc. pojemności i ładujemy do 80 proc. Aby jednak nie narzucać sobie tak sztywnych rygorów, wystarczy, że jako zasadę przyjmiemy ładowanie baterii po osiągnięciu przez nią ok. 50 proc. pojemności. Nie obawiajcie się też częstego podładowywania smartfona - podłączanie go w domu, pracy czy u znajomych i doładowanie o kilkanaście procent jest dla baterii dużo lepsze niż czekanie aż całkowicie się ona rozładuje.

Nie przegrzewaj telefonu

Baterie w nowoczesnych smartfonach są wrażliwe na temperaturę. Nagrzewając się, tracą swoje właściwości. Nie jest przy tym istotne czy w momencie nagrzewania akumulatora, używamy telefonu czy nie. Należy więc unikać zostawiania smartfona na słońcu, zamykania go w rozgrzanym samochodzie czy trzymania w kieszeni przez zbyt długi czas. W temperaturze 0 stopni Celsjusza, baterie litowo-jonowe tracą 6 proc. maksymalnej pojemności rocznie. Oczywiście nie będziemy trzymać telefonu w lodówce, ale warto mieć świadomość, że roczna utrata pojemności przy 25 stopniach Celsjusza rośnie do około 20 proc., a przy 40 stopniach po roku nasza bateria będzie aż o 30 proc. mniej wydajna.

Nie ładuj bezprzewodowo

Najnowszym wynalazkiem laboratoriów producentów telefonów jest bezprzewodowe ładowanie. Ładowarki indukcyjne możemy wykorzystać z Lumią 920 czy Samsungiem Galaxy S4. Zazwyczaj przyjmują one formę podłączanej do gniazdka poduszki, na której wystarczy położyć telefon, by ten zaczął się ładować. Problemem przy takim ładowaniu jest jednak spora ilość wydzielanego ciepła, które - jak pisaliśmy w poprzednim akapicie - znacząco wpływa na obniżenie wydajności baterii telefonu.

Nie rozładowuj całkowicie

Wspominaliśmy już, aby nie rozładowywać baterii całkowicie. Czasami jednak musimy schować stary telefon do szuflady i szkoda, żeby jego bateria nie nadawała się już do niczego, gdy za jakiś czas będziemy chcieli go oddać komuś z rodziny. Przed schowaniem telefonu do szuflady warto naładować go co najmniej w 40-50 proc. Wyłączone urządzenie z baterią litowo-jonową będzie tracić ładunek w tempie ok. 5 proc miesięcznie. Taka praktyka zabezpieczy nas przed jeszcze jedną nieprzyjemnością. Baterie nowych telefonów, całkowicie rozładowane i długo nieużywane nie powinny być nagle ładowane do pełna - grozić to może ich trwałym uszkodzeniem. Co prawda telefony posiadają wbudowane zabezpieczenia, które zapobiegną wybuchowi akumulatora prosto w naszą twarz, jednak będzie się on nadawał tylko do śmieci. Jeśli więc odkładamy telefon na dłużej, lepiej go wstępnie naładować, a potem raz do roku wyjmować z szuflady i podładowywać.

Źródło: Gizmodo.com, GB, WP.PL
http://tech.wp.pl/kat,1009781,name,mobi ... omosc.html
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 11 lip 2013, 19:18

Polska taczka z... napędem spalinowym
Choć pomysł nie jest nowy, to doczekał się swojego polskiego odpowiednika. Rodzimy konstruktor stworzył taczkę z... napędem spalinowym.
Zgodnie z jego zapewnieniami taczką można osiągnąć prędkość 60 km/h i wzbudzić podziw u wszystkich przechodniów oraz kierowców na drodze, natomiast "jeśli takim oto sprzętem zajedziesz do pracy szef od razu będzie chciał abyś został jego kierowcą". Za napęd odpowiada silnik od skutera.
warto obejrzeć film :)


http://moto.wp.pl/kat,92714,title,Polsk ... omosc.html
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 12 lip 2013, 09:47

Nokia Lumia 1020 z aparatem 41 megapikseli - pierwsze wrażenia. Zdjęcia są niesamowite
http://technologie.gazeta.pl/internet/1 ... e.html#Cuk
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 12 lip 2013, 09:54

Stara głowa w nowym ciele
Już za dwa lata będzie możliwe przeszczepienie głowy do ciała innego człowieka. Pewien włoski neurochirurg precyzyjnie opisał nawet, jak taki zabieg miałby przebiegać. Czy tak radykalna transplantacja umożliwi ludziom osiągnięcie nieśmiertelności?

Przeszczep głowy za 2 lata będzie możliwy. Koszt: bagatela 13 mln dol.

Transplantacja całej głowy to temat stary jak świat. A przynajmniej od 1818 r., kiedy to Mary Shelley wymyśliła doktora Frankensteina i stworzonego przez niego potwora. Problem z tą tematyką zawsze był taki, że nikt nie brał jej na poważnie. Przeszczepienie nerki, serca, kończyny, ba - nawet twarzy, to zupełnie inna liga niż transplantacja całej głowy. Okazuje się jednak, że wraz z rozwojem medycyny coraz więcej naukowców przekonuje, że technicznie jest to wykonalne.
Najpoważniejszym problemem, który na tę chwilę wydaje się nie do pokonania, są kwestie etyczne takiego zabiegu. Z zasady pogwałciłby on podstawowe prawa moralne i wprowadził chaos w nazewnictwie. Kto w przypadku takiej operacji byłby dawcą, a kto biorcą?
Dr Frankenstein teraźniejszości

W pracy opublikowanej na łamach czasopisma "Surgical Neurology International" dr Sergio Canavero z Turin Advanced Neuromodulation Group opisuje jak miałby przebiegać proces sprzężenia cefalosomatycznego, czyli przeszczepu głowy. Canavero jest neurochirurgiem, który nie boi się podejmować radykalnych decyzji. W 2008 r. dokonał on elektrostymulacji kory mózgowej 20-letniego pacjenta przebywającego w stanie wegetatywnym. Chłopak wybudził się z 2-letniej śpiączki, mimo iż mało kto w to wierzył. Podobnie może być z transplantacją głowy, która jest zgodnie uważana za "ostateczną barierę medycyny".

Rdzeń kręgowy to najbardziej newralgiczny element przy przeszczepie głowy
W latach 70. ubiegłego wieku naukowcy próbowali przeszczepiać głowy szympansom. 14 marca 1970 r. w wyniku 18-godzinnej operacji, neurochirurg Robert Joseph White przeszczepił głowę jednej małpy do ciała drugiej. Niestety, niewielki był z tego pożytek, bo odłączony rdzeń kręgowy nie pozwalał na kontrolę nad nowym ciałem. Niektóre organy podejmowały pracę, ale zwierzęta pozostawały sparaliżowane od szyi w dół. White powiedział wtedy, że transplantacja ludzkiej głowy powinna być możliwa na początku XXI wieku. Nie wydaje się, by znacznie się pomylił.
Mimo że eksperymenty przeszczepiania głowy prowadzone są na zwierzętach od lat 50. XX wieku, to do tej pory nie było skutecznej metody łączenia rdzeni kręgowych dawcy i biorcy. Niedawne badania naukowców z Case Western University i Cleveland Clinic na szczurach wykazały, że możliwe jest przywrócenie ogólnej kontroli nad ciałem gryzoni po osadzeniu nowej głowy. Canavero idzie krok dalej i przekonuje, że neurochirurgia rozwinęła się już wystarczająco, by planować przeprowadzanie operacji przeszczepu głowy na ludziach. W tym celu Włoch stworzył projekt Heaven/Gemini, który składa się z dwóch niemal jednocześnie przeprowadzanych faz.
Głowa odcięta, czas ucieka

Jak miałaby wyglądać pierwsza na świecie transplantacja ludzkiej głowy? Mimo że schematy działania i odpowiednie protokoły zostały już ściśle określone, trudno wziąć pod uwagę wszystkie niespodziewane okoliczności. Szacuje się, że w trwającej 36 godzin operacji musiałoby uczestniczyć ok. 100 lekarzy. Newralgicznym etapem byłoby samo odcięcie obu głów i połączenie jednej z nich z układem krążenia drugiego ciała. Lekarze mieliby na to zaledwie godzinę.
- Największym problemem dla zespołu chirurgów będzie połączenie komórek nerwowych dwóch organizmów - a konkretnie mózgu dawcy i rdzenia kręgowego biorcy. Wyniki naszych najnowszych badań pozwalają zachować ostrożny optymizm w tej kwestii - powiedział Canavero.
Włoski neurochirurg przekonuje, że zespolenie dwóch zupełnie różnych aksonów rdzenia kręgowego jest możliwe, o ile wykona się tzw. czyste cięcie, czyli przerwanie ciągłości tkanki w wyniku błyskawicznego ruchu bardzo ostrego skalpela. Zapobiegnie to niepotrzebnym uszkodzeniom komórek i sprawi, że oba elementy będą do siebie pasowały jak puzzle.

Ciało można zmienić, wystarczy przeszczepić głowę do nowego
Po przecięciu rdzenia kręgowego, naukowcy wypompują krew z głowy dawcy. Odcięty organ następnie zostanie wprowadzony w stan głębokiej hipotermii - naukowcy schłodzą ją do temperatury 12-15 stopni Celsjusza. Pozwoli to maksymalnie wydłużyć czas, jaki będzie mógł wytrzymać mózg pozbawiony tlenu.
Drugim, równie ważnym etapem niezbędnym do powodzenia zabiegu, będzie połączenie przeciętych rdzeni kręgowych. Zostaną one połączone nieorganicznym, polimerowym klejem - glikolem polipropylenowym (PEG), wykorzystywanym w innych operacjach neurochirurgicznych. PEG z powodzeniem był stosowany podczas eksperymentów dotyczących rekonstrukcji rdzenia kręgowego prowadzonych na szczurach i psach. Specyficzne właściwości tej substancji pozwalają na scalenie się błon komórek nerwowych.
Kluczowym momentem operacji będzie przecięcie i połączenie tętnic dawcy i biorcy. Zanim to nie nastąpi, cały układ będzie utrzymywany w niskiej temperaturze, a pracę serca przejmie maszyna. Dopiero na samym końcu zabiegu, krążenie zostanie przywrócone.
Nowe ciało za 13 mln dolarów

Skąd u Canavero tak głębokie przekonanie, że operacja udałaby się, skoro sam (oficjalnie) nie prowadził żadnych eksperymentów na ludziach? Włoch powołuje się na wcześniejsze badania, głównie na małpach, i przekonuje, że to nieumiejętność połączenia rdzeni kręgowych stawała do tej pory na drodze do powodzenia operacji. Współczesna medycyna potrafi poradzić sobie z takim problemem, choć nie za darmo. Za taki zabieg trzeba by zapłacić ok. 13 mln dol. Chętni na sfinansowanie sprzężenia cefalosomatycznego na pewno jednak by się znaleźli. Zwłaszcza w obliczu nieuchronnej śmierci.

W 36-godzinnym przeszczepie głowy uczestniczyłoby 100 lekarzy
- Transplantacja głowy będzie w przyszłości rozwiązaniem dla osób, którym medycyna nie jest w stanie pomóc. Dobrym przykładem są pacjenci dotknięci tetraplegią, czyli paraliżem wszystkich kończyn spowodowanym uszkodzeniem rdzenia kręgowego w odcinku szyjnym. Z tego typu operacji będą mogli korzystać ludzie w końcowym stadium choroby nowotworowej (bez przerzutów do mózgu - przyp. autora), w zaawansowanej cukrzycy czy ofiary wypadków z licznymi uszkodzeniami organów - wytłumaczył włoski neurochirurg.
Nie całe środowisko naukowe podchodzi jednak do projektu Heaven/Gemini z takim entuzjazmem, co Canavero. Anthony Warrens z Brytyjskiego Towarzystwa Transplantologii uważa takie operacje za "dziwaczny pomysł, który nie znajdzie zastosowania w praktyce". Jeszcze mocniej oburzają się etycy. Głowa to bowiem nie tylko centrum dowodzenia organizmu, ale i sejf ludzkiej świadomości. Jej transplantacja mogłaby nieść ze sobą poważne konsekwencje moralne, a nawet zmieniać osobowość pacjentów.
- Trzeba by upewnić się, że motywacją danego pacjenta do transplantacji głowy jest prawdziwa medyczna potrzeba, a nie żądza sławy. Te same pytania były zadawane wcześniej, przy procedurach przeszczepu twarzy - powiedział Christopher Scott, bioetyk i ekspert ds. medycyny regeneracyjnej w Stanford University.
Środowisko naukowe przeciwne przeszczepom głowy wtóruje, że jest to zabieg zbyt wyolbrzymiony jak na zapotrzebowanie większości pacjentów. Prawdopodobne jest bowiem, że gdybyśmy mieli technologię umożliwiającą scalanie rdzeni kręgowych, to z całą pewnością istniałby sposób na naprawę drobniejszych uszkodzeń układu nerwowego.
- Wszyscy mamy jakieś pojęcie osobowości. Tego, czym jest człowieczeństwo. Czy człowiekiem jest osoba, do której należy ciało, czy właściciel głowy? A przy samej transplantacji głowy - kto tu jest dawcą, a kto biorcą? Czyja osoba zostaje: ciała czy głowy? - zakończył retorycznie pytając Scott.

Transplantacja głowy sposobem na nieśmiertelność
Jeżeli zakusy dr Franken... Canavero ziszczą się, to powiedzenie "stracić głowę" nabierze zupełnie nowego znaczenia...
Marcin Powęska

http://nt.interia.pl/raport-medycyna-pr ... nId,994745
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 14 lip 2013, 09:39

Woda pitna z morza w prosty i tani sposób. Przeczytaj koniecznie!
Dodano 12/07/2013, w Newsy, Technologie, przez Orwellsky
Naukowcy z University of Texas w Austin oraz Uniwersytetu w Marburgu w Niemczech, stworzyli prosty i wydajny sposób odsalania wody z oceanu. Po zakończeniu procesu, można stosować wodę do picia lub do nawadniania upraw. Czy czeka nas przełom?




Nowa metoda, zwana ‚elektrochemicznym pośrednictwem odsalania wody morskiej’, używa niewielkiego elektronicznego chipu. Układ ten jest bardzo skuteczny w usuwaniu soli z wody i wymaga jedynie mocy małej baterii. Obecnie do odsalania wody morskiej wykorzystuje się specjalne błony, które niestety sporo kosztują i łatwo ulegają zanieczyszczeniom.

Badania z Yale University potwierdzają, że odsalanie będzie odgrywać ważną rolę w celu pozyskiwania zasobów wody, które z czasem staną się coraz bardziej ograniczone. „Dostępność wody do picia i nawadniania upraw jest jednym z najbardziej podstawowych warunków dla utrzymania i poprawy ludzkiego zdrowia” podkreśla Richard Crooks z University of Texas.

Nowe tworzywa (chipy) zapewniają „rozdzielenie soli od wody i skierowanie jej wzdłuż innej drogi”. Do całej operacji potrzebna jest tylko niewielka ilość napięcia (3V). Kiedy woda morska przechodzi przez układ, mała ilość napięcia neutralizuje jony chlorkowe w zasolonej wodzie. Sól oddziela się od wody, gdy zbliża się do tzw. strefy niszczenia i trafia do innego kanału aniżeli woda słodka.

Na obecnym etapie, układ jest bardzo mały, a zespół zdołał osiągnąć 25-procentowy wskaźnik odsalania w swoich badaniach. Jak podkreślają eksperci, już wkrótce będą jednak w stanie osiągnąć nawet 99-procentowy poziom odsalania. Wydaje się, że nowy wynalazek pozwoli dostarczać słodkiej wody do obszarów, które rozpaczliwie jej dziś potrzebują.

Czy Waszym zdaniem wynalazek ma szanse powodzenia?
http://orwellsky.blog.onet.pl/2013/07/1 ... oniecznie/
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 06 sie 2013, 19:18

Odręczne pismo zdradza cechy osobowości? Nie dawajcie się nabrać na pseudonaukę!
http://foch.pl/foch/1,132260,14299556,O ... l#TRrelSST
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 06 sie 2013, 22:00

Ransomware nadal atakuje. Jak usunąć wirusy, gdy komputer się nie uruchamia?

Ten komputer został zablokowany – ransomware żąda voucheru Ukash na 100 euro !
http://www.cert.pl/news/5707
http://www.cert.pl/news/5483
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 07 sie 2013, 19:21

http://odkrywcy.pl/kat,1038059,title,Co ... aid=61115c
Co mówi o tobie twoje pismo?
pseudonauka w czystej postaci-uśmiałem się jak nigdy...
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 19 sie 2013, 07:28

'Skaleczyłeś się? Najlepiej przemyj ranę wodą utlenioną' [A JAK JEST NAPRAWDĘ?]...
Olga Kołakowska 2013-08-19, ostatnia aktualizacja 2013-08-19 07:25:07

Chwila nieuwagi przy krojeniu warzyw na sałatkę i stało się - z palca cieknie krew. Co teraz? Przemyć ranę wodą utlenioną czy spirytusem salicylowym? A może użyć jakiegoś babcinego sposobu, np. posmarować ją miodem? No cóż, tak naprawdę żaden z tych środków nie nadaje się do dezynfekcji lepiej niż... zwykła woda z mydłem

O wyjaśnienie mitów związanych z opatrywaniem ran poprosiliśmy Jerzego Pondela, ratownika medycznego z 24-letnim stażem. Okazuje się, że wody utlenionej można się spokojnie pozbyć z domowej apteczki, a przekonanie o tym, że przy krwotoku trzeba obwiązać kończynę, można włożyć między bajki.

Olga Kołakowska: Jak to jest z tą wodą utlenioną? Wiele osób wciąż ma ją w domowych apteczkach, ale czytałam, że według najnowszych badań jest zupełnie nieskuteczna.

Jerzy Pondel: - To prawda. Obecnie nie zaleca się używania wody utlenionej w pomocy przedmedycznej. Nie stosują jej ratownicy, znika też z apteczek w zakładach pracy.

Nic się nie stanie, jeśli przemyjemy drobne skaleczenie wodą utlenioną, jednak w przypadku większych ran może ona wręcz opóźnić proces gojenia.

Bardzo często pacjenci skarżą się, że ta woda odparza ich skórę. Dziś zarówno przy pierwszej pomocy, jak i późniejszym odkażaniu ran używa się przeważnie środka o nazwie octenisept.

Można użyć spirytusu salicylowego?

- Nigdy w życiu. Spirytus także podrażnia skórę.

Niektórzy twierdzą, że ślina działa odkażająco.

- Większość ludzi ma taki odruch, że jeśli skaleczy się np. w palec, od razu wkłada go do ust. Ale z punktu widzenia medycyny ślina nie jest skutecznym środkiem dezynfekującym. Podobnie jest z moczem, choć według niektórych źródeł może on być skuteczny przy łagodzeniu stanów zapalnych ran. Jeśli nie mamy jednak pod ręką nic do dezynfekcji, najlepiej użyć po prostu wody z mydłem.

A jak prawidłowo opatrywać?

- Bardzo drobnych skaleczeń, np. takich, które powstają przez zacięcie się przy goleniu, najlepiej niczym nie zaklejać. One goją się przez tzw. rychłozrost. Rozcięcia skóry płytsze niż centymetr można zakleić sobie plastrem.

Natomiast rany szarpane (a więc takie z nieregularnym brzegiem, ubytkami tkanek) oraz cięte o głębokości powyżej centymetra trzeba pokazać chirurgowi. Nie wolno ich zaklejać żadnymi plastrami, watą ani ligniną. Zakładamy na nie opatrunek składający się z dwóch części: jałowej gazy i bandaża, który go podtrzymuje. Dzięki temu rana, jak to mówią chirurdzy, "się nie kisi", tylko oddycha. Poza tym widzimy, w jakim jest stanie - czy wypływa z niej dużo ropy albo krew.

Takie głębokie rany nadają się tylko do szycia?

- Niekoniecznie. To lekarz decyduje, co zrobić z taką raną, czasami wystarczy opatrunek. Często, zwłaszcza u dzieci, stosuje się takie plasterki o nazwie Steri-Strip, które przybliżają brzegi rany.

Zwlekanie z pomocą chirurga to poważny błąd. Ludzie robią dziwne rzeczy z ranami, smarują je jakimiś maściami, białkiem jajek, miodem. Po 2-3 dniach przychodzą do lekarza i chcą to zszyć. A lekarz mówi: no, przykro mi, ale jest już za późno. Ranę szyje się od 5-7 godzin po tym, jak powstanie. Starsza rana jest już zakażona i wymaga dodatkowych zabiegów.

W jaki sposób najczęściej kaleczą się Polacy?

- Do szpitala, w którym pracuję, zgłaszają się pacjenci z różnymi ranami. Ostatnio sporo jest wypadków z kosiarkami, narzędziami ogrodniczymi. Po weekendach często trafiają do nas ludzie pokaleczeni szkłem.

Które z tych ran są najgroźniejsze?

- Właściwie każda niesie ryzyko zakażenia. Ale szczególnie uważać trzeba na ugryzienia zwierząt, nawet nieduże. W naszym społeczeństwie nie ma dosłownie żadnej świadomości tego, jakie to niebezpieczne.

Co więc zrobić, gdy ugryzie nas zwierzę?

- Niezwłocznie zgłosić się na izbę przyjęć. Takie rany są od razu zakażone, więc ich się nie zszywa. Lekarz ogląda ranę, ewentualnie zaleca leczenie antybiotykowe, robi zastrzyk przeciwtężcowy. Jeśli właściciel zwierzęcia, które nas ugryzło, jest nieznany, od razu trafiamy na oddział zakaźny szpitala. Tam lekarze oceniają ryzyko zarażenia wścieklizną.

A jeśli zaatakował nas zaszczepiony na wściekliznę pies sąsiada?

- Każde zwierzę musi trafić na obserwację weterynaryjną, gdy kogoś ugryzie. Panuje przekonanie, że jeśli pies czy kot został zaszczepiony na wściekliznę, to na sto procent jest zdrowy. To nieprawda. Zwierzęta przyjmują różne szczepionki, ale żadna nie może zagwarantować, że na pewno nabędą odporność na daną chorobę - tak samo jest zresztą u ludzi. Dopiero gdy dostaniemy zaświadczenie od weterynarza, że pies jest zdrowy, możemy czuć się bezpiecznie.

Jakie jeszcze błędy popełniamy przy opatrywaniu ran?

- Wiele osób myśli, że przy krwotokach trzeba używać opasek uciskowych. Obwiązują kończyny, np. sznurkami od snopowiązałek, linkami do bielizny. To poważny błąd. Opaski uciskowe zakładamy tylko przy amputacji.

Przy krwawieniach i krwotokach należy się skupić na tamowaniu krwi. Opatrunek robi się następująco: do rany przykładamy gazę, kładziemy na nią coś twardego, np. portfel lub komórkę, i owijamy bandażem. Twardy przedmiot dociśnie gazę i zahamuje upływ krwi.

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl © Agora SA

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/ ... oxSlotIIMT
silentlex
Posty: 702
Rejestracja: 23 cze 2011, 18:35

Re: Rzeczy dziwne i ciekawe-znalezione w sieci :)

Post autor: silentlex » 11 wrz 2013, 13:56

Nie da się wyprowadzić religii ze szkoły 2013-09-11 (08:13)

Czy państwo powinno finansować ewangelizację? Może czas kryzysu i cięć budżetowych to dobry moment, by się nad tym zastanowić. Bo choć bez renegocjacji konkordatu nie da się wyprowadzić religii ze szkoły, to jednak w tym dokumencie nie ma mowy o pieniądzach - pisze "Polityka".

Przeciętny polski uczeń w cyklu edukacyjnym ma mniej więcej po 160 godzin biologii, fizyki czy chemii i blisko 860 godzin katechezy. Jeśli chodzi o liczbę godzin, katecheza jest czwarta, po matematyce, języku polskim i języku obcym. W ubiegłym roku szkolnym na pensje katechetów przeznaczono z budżetu prawie 1,4 mld zł. Zapis w Dyrektorium Katechetycznym Kościoła Katolickiego, że „szkolne nauczanie religii jest służbą świadczoną polskiej szkole”, brzmi jak żart.

Gdy biskupi stawiają żądania, by religia stała się przedmiotem maturalnym, przekonują, że to wiedza jak każda inna. Ale Dyrektorium, które jest podstawą do tworzenia programów, nie pozostawia żadnych złudzeń co do tego, jaki jest cel nauki religii w szkole. A jest to „komunia z Jezusem Chrystusem”. (…) „Wiedza ma wobec wiary służebny charakter”.

Według Dyrektorium, ta ewangelizacja za budżetowe pieniądze ma obejmować również „uczniów, którzy są obojętni we wierze i zdystansowani do życia kościelnego”.

Jak wygląda „rozumne wyznawanie wiary” w gimnazjach, można zobaczyć choćby na filmikach w YouTube. Latające papiery i nadmuchane prezerwatywy, wrzaski i tańce pod tablicą, skoki po ławkach i symulowanie ataków epilepsji.

Instytut Spraw Publicznych przeprowadził właśnie badania, z których wynika, że odsetek osób popierających obecność religii w szkole spadł w ostatnich latach z 72 do 51 proc.

Źródło: "Polityka"
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości