Pożyczka w trzy sekundy, czyli farsa sądowo-śledcza

Krótkie informacje na temat weksli, znalezione gdzieś w internecie
Awatar użytkownika
Lech
Administrator
Posty: 5828
Rejestracja: 23 lis 2010, 22:09
Lokalizacja: Warszawa
Kontaktowanie:

Pożyczka w trzy sekundy, czyli farsa sądowo-śledcza

Post autor: Lech » 12 kwie 2013, 10:37

http://www.dziennikpolski24.pl/pl/magaz ... edcza.html
Krakowski emeryt był pewien, że sąd i prokuratura błyskawicznie zdemaskują i pogonią oszusta. Zamiast tego wymiar sprawiedliwości odgrywa od pięciu lat dramat w trzech aktach. Dla Marka Trybika są to akty rozpaczy

W pierwszej chwili Marek Trybik* pomyślał, że to primaaprilisowy żart. Pieczęć Sądu Rejonowego dla Krakowa-Krowodrzy była jednak autentyczna. Sąd nakazywał 65-letniemu emerytowi, by zapłacił Janowi Mendlowi spod Tarnowa 20 tys. zł plus odsetki. Dlaczego?

Mendel twierdził (i do dziś twierdzi), że Trybik pożyczył od niego tę kwotę w dniu wyborów parlamentarnych 21 października 2007 roku. Dowodem ma być "Umowa pożyczki" - sporządzona w całości ręką Mendla i podpisana przez Trybika. Emeryt utrzymuje, że padł ofiarą fałszerstwa: "Mendel dopisał treść umowy do podpisu złożonego przeze mnie dawno temu na pustej kartce".

Trybik zapewnia, że nie było żadnej pożyczki, więc nie będzie spłacał równowartości 37 swoich emerytur. Zaskarżył "Nakaz" i był pewny, że wszystko się wyjaśni na pierwszej rozprawie w sądzie. Widział w amerykańskich filmach, jak śledczy i sędziowie dostają od ręki wyniki badań z laboratoriów oraz niezbędne odpowiedzi od wszelkich instytucji. I przygważdżają przestępców. Metody pracy polskich sędziów i prokuratorów okazały się być jednak dalece odmienne. Emeryt przekonuje, że właściwie chodzi o jedną "metodę": przeczekać pokrzywdzonego.

A nuż mu się znudzi?

Marek Trybik był przez długie lata doradcą inwestycyjnym. Pod koniec lat 90. poznał Jana Mendla. Młodzian spod Tarnowa prowadził kilka firm, m.in. budowlaną, i interesował się intratnym rynkiem robót w stolicy Małopolski. Dzięki znajomościom Trybika wynajął część kamienicy w samym centrum, przy Trakcie Królewskim. Na parterze urządził pub, a na piętrze biuro. Ponieważ Trybik w kółko chwalił się rozległymi kontaktami wśród inwestorów, także publicznych, zawiązali spółkę konsultingową. "Na gębę". Trybik miał pokryć część kosztów wyposażenia i działalności biura.

Współpraca nie przyniosła jednak zysków i w 2003 zamarła. Niedługo potem Mendel zażądał od Trybika "rozliczenia". Emeryt chciał płacić, ale nie wiedział ile, bo nieformalny wspólnik rzucał różne kwoty: od kilkunastu do 27 tysięcy złotych. Do kolejnego spotkania doszło w McDonaldzie. Trybik twierdzi, że pod wpływem perswazji Mendla ("stanowczo żądał ode mnie zabezpieczenia swych interesów"), dał tam biznesmenowi trzy weksle na ok. 20 tys. zł oraz - uwaga, bo to ważne! - trzy puste kartki ze swym podpisem i adresem. Mendel przekonywał, że kartki są niezbędne do sporządzenia deklaracji wekslowej. Trybik kartki dał, bo nie wiedział, że żadna deklaracja nie jest potrzebna. Zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem (z 1936 roku) wystarczy sam weksel; musi być na nim napisane, kto komu ile zapłaci - i kiedy. Do tego - podpis. - Jeśli jest autentyczny, to weksel bardzo trudno podważyć w sądzie - wyjaśnia prok. Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka krakowskiej Prokuratury Okręgowej.

W policyjnym dochodzeniu Mendel zaprzeczył, by kiedykolwiek dostał od Trybika weksle czy podpisane kartki. W sądzie cywilnym twierdził z kolei, że je miał - ale oddał Trybikowi, gdy ten się rozliczył. Pewne jest, że w 2005 roku Mendel wynajął firmę windykacyjną, by wydobyć od Trybika pieniądze. W sprawie "rozliczenia" korespondował nie tylko z Markiem, ale i jego siostrą, Marią, która chciała bratu pomóc. Windykatorzy też się z nią kontaktowali, gdy wykryli, że Marek nie ma majątku, a Maria posiada cenne działki.

Znajomy Trybików, Józef Kaczor, chciał na jednej z tych działek postawić sklep. Mendel był mu winien kilkadziesiąt tysięcy złotych za roboty budowlane. Kaczor wpadł na pomysł trójporozumienia: on daruje dług Mendlowi, Mendel daruje dług Trybikowi, a siostra Trybika odda część działki pod sklep. W ramach ugody Mendel miał zwrócić Trybikowi wszystkie weksle i kartki. Ale "w trakcie podpisywania dokumentów zażądał dopłaty 7 tysięcy złotych." Ostatecznie, jak twierdzą świadkowie z wyjątkiem Mendla (który zaprzecza, by w ogóle doszło do spotkania i trójporozumienia), oprócz weksli Trybik odzyskał tylko jedną czystą kartkę ze swym podpisem. Dwie pozostałe Mendel zachował "do czasu spłaty reszty długu". Doszło do ostrej kłótni i "gwałtownego zerwania znajomości".

Jeszcze latem 2006 roku emeryta ścigała nasłana przez Mendla windykatorka. Zirytowana Maria odpisała jej, że roszczenia są bezzasadne, więc nękanie rodziny uznaje za bezprawne. Poradziła windykatorce, by skierowała sprawę do sądu, który na pewno szybko ustali prawdę. I... zapadła cisza. Marek zapomniał o niefortunnej współpracy - i pustych kartkach. Dwa lata później dostał z sądu "Nakaz zapłaty" 20 tys. złotych. Na rozprawie, rozpoznał kartkę, na której biznesmen spisał "Umowę pożyczki". “Była to jedna z trzech pustych kartek, jakie w 2005 roku dałem Mendlowi w McDonaldzie" -stwiedził.

Jan Mendel zapewnia, że emeryt wziął od niego te 20 tysięcy. Miało to wyglądać tak. Jesienią 2007 przypadkowo spotkał Trybika na mieście. Emeryt zagadnął go o pożyczkę w wysokości 20 tys. zł. Mówił, że potrzebuje gotówki na "szybki deal". Biznesmen odparł, że nie ma tyle, ale jak będzie miał - da znać. 21 października 2007 zadzwonił z komórki na domowy numer Trybików i poinformował Marka, że posiada całą kwotę. Ustalili, że zaparkuje pod domem emeryta i ten do niego wyjdzie. Do przekazania 20 tys. zł doszło w samochodzie, Mendel spisał tu na kolanie umowę pożyczki. Trybik jedynie ją sygnował, nietypowo, z lewej strony. Pod spodem dopisał swój adres. Czemu cała umowa, łącznie z "Potwierdzam odbiór kwoty", jest napisana ręką Mendla? Bo - według relacji biznesmena - emeryt wcześniej "zabalował i nie był w stanie pisać".

Trybik uznał, że wersja Mendla jest tak niedorzeczna, iż "sąd szybko wyśmieje i pogoni oszusta". Absurdalne wydawało się już samo to, że biznesmen mógł pożyczyć dużą sumę emerytowi, z którym był skłócony i na którego dopiero co nasyłał windykatorów. Poza tym nikt przecież nie pożyczy 20 tysięcy człowiekowi bez majątku, z emeryturą 800 zł. Sądu dla Krakowa-Podgórza nie interesowały jednak dziwne okoliczności spisania umowy.

Sędzia Maciej Ferek skupił się na autentyczności samego dokumentu - i podpisu. Na dowód fałszerstwa, jakiego miał się dopuścić Mendel, emeryt przedstawił więc sądowi pustą żółtą kartkę - tę, którą Mendel zwrócił mu wraz z wekslami. Wyglądała identycznie jak ta, na której widnieje umowa. Podpis Trybika z adresem (z lewej!) też wygląda na obu kartkach tak samo, został wykonany tym samym długopisem; a treść umowy, autorstwa Mendla, napisano zupełnie innym tuszem.

Trybik wyczytał na internatowej stronie laboratorium Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego, że robią tam "badania wieku pisma oraz kolejności zapisów na dokumentach". Taką możliwość potwierdził znany specjalista, dr Grzegorz Rusek z Uniwersytetu Wrocławskiego, zastrzegając jednak, że badanie musi być wykonane przed upływem dwóch lat od powstania zapisu, bo tusz paruje, zasycha i potem nie da się już nic udowodnić.

Trybik poprosił sąd o wykonanie badania. Gdyby wykazało, że podpis emeryta jest dużo starszy od treści umowy, byłby to dowód na fałszerstwo. Krakowianin błagał sąd o pośpiech: umowa była datowana na 21 października 2007, a sądowy proces ruszył dopiero rok później i ciągnął się miesiącami. Trybik bał się, że jak tak dalej pójdzie, miną dwa lata i badanie będzie niemożliwe. Wreszcie w styczniu 2009 sędzia Ferek powołał biegłą. Po miesiącu Ewa Fabiańska, kierownik Pracowni Badania Pisma Ręcznego i Dokumentów IES, odpowiedziała, że "oznaczenie czasu naniesienia zapisów na dokument nie jest możliwe, gdyż nie wypracowano do tej pory metody lub techniki oznaczania wieku zapisów". I tyle.

28 maja 2009 sąd wydał wyrok: Trybik ma zapłacić Mendlowi całą kwotę z odsetkami plus koszty procesu - w sumie 30 tys. zł. Sędzia Ferek uzasadnił to tak: "Skoro pozwany przyznał, że na umowie pożyczki znajduje się jego podpis, to nie istnieją żadne racjonalne przesłanki do uznania umowy za sfałszowaną." Nie uwierzył, że Trybik mógł dać Mendlowi pustą kartkę z podpisem. "Stanowiłoby to jaskrawą nieodpowiedzialność." A kuriozalne okoliczności zawarcia rzekomej umowy? A puste kartki? "Nic do sprawy nie wnoszą".

Temida Trybika zawiodła, więc poszedł na policję. W czerwcu 2009 sprawą zajął się st. posterunkowy Michał Gliński ze Śródmieścia. Na dzień dobry dysponował dowodami, które mogły dowodzić fałszerstwa. W aktach była korespondencja Jana, Marka, Marii i windykatorów z lat 2005-06; wynika z niej, że strony były w konflikcie, co wykluczało udzielenie pożyczki. Policjant mógł też łatwo dowieść, że Mendel kłamie twierdząc, iż Trybik nigdy nie dał mu weksli: w aktach było (i jest) podpisane przez biznesmena "Rozliczenie" z 2005 roku, a w nim zdanie: "Marek jest zadłużony w stosunku do mojej osoby na kwotę 26.750 zł. Na zabezpieczenie tej kwoty posiadam weksle w ilości 3 szt."

Fakt istnienia weksli i pustych kartek potwierdził też Józef Kaczor. Zeznał, że Mendel chciał mu te kartki sprzedać, a nawet instruował, jak spreparować na nich umowę pożyczki. Na dowód Kaczor przedstawił wykonane potajemnie nagranie, na którym słychać Mendla, np.: "Jeżeli ja te weksle ci sprzedaje w stanie takim, jak są, to jest kwestia twojego tak zwanego honoru, na ile ty tam wypiszesz." Śledczy dostali taśmę w sierpniu 2009 i... Przez wiele miesięcy jej nie odsłuchali. Zrobili to dopiero na stanowczy wniosek emeryta.

Nie sprawdzili też, czy wersja Mendla trzyma się kupy. Biznesmen utrzymuje, że w dniu wyborów telefonicznie poinformował emeryta, iż może mu przywieźć pieniądze. Skąd je miał? Z banku nie pobrał, bo zostałby ślad. Mendel zapewnia, że trzyma taką gotówkę w domu. Na wszelki wypadek. Zadzwonił zatem do kolegi i przez telefon uzgodnili wszelkie kwestie, łącznie z tym, gdzie się spotkają. Taka rozmowa musiała trwać co najmniej kilka minut. Czy trwała?

Technika pozwala to dziś łatwo sprawdzić, wystarczy wykaz rozmów, czyli billing. Dostęp do niego uzyskuje się w sekundę. Policjant sprawdził jednak billingi po wielu miesiącach. I potem kompletnie nie przejął się tym, że jedyne w dniu pażdziernikowych wyborów połączenie z komórki Mendla na stacjonarny Trybików trwało... 3 sekundy (czyli zadzwonił i odłożył słuchawkę). Śledczy uznali, że w takim czasie można było wszystko obgadać (!). Przy okazji nie zapytali operatora, gdzie w trakcie rzekomego zawierania umowy przebywał Mendel ze swym telefonem (można to sprawdzić równie łatwo jak bil ling); a mogło się okazać, że nie pod domem Trybika, tylko np. pod Tarnowem.

Inny fakt: 8 stycznia 2007 Trybik zmienił dowód osobisty i ma w nim odtąd nowy adres. A na umowie pożyczki, podpisanej rzekomo 10 miesięcy później, widnieje stary. Policja to zignorowała. Nie dociekała też, czemu cała umowa spisana jest ręką Mendla. Biznesmen tłumaczy, że emeryt zabalował i nie był w stanie pisać. Na wniosek Trybika kryminolodzy zbadali więc umowę (z października 2007) i porównali ją z dostarczoną przez emeryta kartką in blanco (tą, którą Mendel zwrócił w 2005 roku). Ich zdaniem, składając podpisy na obu kartkach Trybik był w pełni sprawny (na pewno nie trzęsły mu się ręce!). Biegły zauważył też, że "podpisy na obu kartkach (z 2005 i 2007 roku!) naniesione są tą samą pastą długopisową i obie kartki pochodzą z tej samej partii produkcyjnej". Śledczy uznali to za nieistotne. Bez odpowiedzi pozostawili też wniosek emeryta o zbadanie wieku pisma w laboratorium. Nie można wprawdzie określić dokładnej daty powstania zapisu, da się jednak ustalić, czy dany zapis powstał przed upływem 24 miesięcy, czy też później.

Jeśli podpis emeryta pod umową pochodzi z 2005 roku, a umowa datowana jest na październik 2007, można udowodnić fałszerstwo. W każdym razie można to było jeszcze zrobić w czerwcu 2009, gdy od rzekomego zawarcia umowy minęło 19 lat. Niezbędny był jednak pośpiech, bo - jako się rzekło - po upływie dwóch lat badanie jest niemożliwe. Emeryt zwrócił na to uwagę policjantowi i złożył wniosek dowodowy. Śledczy przez cztery miesiące nie zrobili nic. Dopiero pod koniec 2009 roku, gdy Trybik zażądał wyjaśnienia przewlekłości, nadzorująca postępowanie prok. Edyta Kulik zapytała trzy instytucje o możliwość badań. Było już jednak za późno. Dowód przepadł.

W grudniu 2009 roku prok. Kulik zawiesiła dochodzenie "z uwagi na konieczność przeprowadzenia badań pisma ręcznego". Biegły odpowiedział w lipcu 2010 roku. Mimo to przez kolejnych osiem miesięcy śledczy nie robili nic. W czerwcu 2011 roku, po upływie 16 miesięcy i kolejnym wniosku emeryta odsłuchali część nagrań Kaczora. I znów cisza. Nowa prokuratorka, Agnieszka Hejnold, zajęła się sprawą dopiero w listopadzie 2011. By ją umorzyć.

Trybik odwołał się do sądu w Śródmieściu i sędzia Łukasz Sajdak nakazał podjąć dochodzenie na nowo, wytykając śledczym, czego nie zrobili. Powtórzone postępowanie, prowadzone znów przez Glińskiego i Hejnold, trwało... miesiąc i zakończyło się ponownym umorzeniem.

W skardze do Prokuratury Okręgowej emeryt poprosił o wyjaśnienie, czemu w dwuipółletnim postępowaniu dominowała bezczynność, śledczy podejmowali działania opornie, z opóźnieniem, wyłącznie na jego wniosek, a na końcu i tak zignorowali wszystkie ustalenia. Szefowa "okręgówki" Lidia Jaryczkowska odpowiedziała, że nic się już nie da zrobić, bo umorzenie jest prawomocne. Poza tym - jej zdaniem - "zakres wykonanych w toku czynności należy uznać za prawidłowy".

Komendant wojewódzki policji Mariusz Dąbek, do którego emeryt także skierował skargę wraz z pięciostronicową, precyzyjną i logiczną, listą błędów i zaniechań funkcjonariuszy, spuścił pismo niżej. Ostatecznie odpowiedział na nie "z up. Komendanta Miejskiego Policji w Krakowie - p.o. z-ca naczelnika wydz. PG nadkom. Wojciech Iskra". Nie odniósł się do zarzutów, tylko na połowie kartki, w trzech zdaniach, zapewnił, że "postępowanie prowadzone było zgodnie z metodyką wykonywania czynności dochodzeniowo-śledczych".

Starszy posterunkowy Gliński zdążył w trakcie dochodzenia dwukrotnie awansować. Koszty całej zabawy pokryli podatnicy. Trybik ma zapłacić Mendlowi 30 tys. zł. Jego ostatnią nadzieją jest Sąd Apelacyjny. Może ktoś w końcu przeczyta akta?
Pomoc prawna w sprawach wekslowych
kancelaria (małpa) kpwig.pl
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości