Weksle Żabki

Krótkie informacje na temat weksli, znalezione gdzieś w internecie
Awatar użytkownika
Lech
Administrator
Posty: 5828
Rejestracja: 23 lis 2010, 22:09
Lokalizacja: Warszawa
Kontaktowanie:

Weksle Żabki

Post autor: Lech » 12 cze 2015, 08:55

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/ ... a_.html#MT
To nie jest miejsce, gdzie można się odbić od dna. Raczej można się na nim znaleźć". Opowieść o ajentach sieci Żabka.

Joanna Jurkiewicz miesiącami badała system ajencyjny w Żabce. Po rozmowach z ajentami i przeanalizowaniu dokumentów napisała książkę. - Trafiłam na różne historie. Było sporo biednych ludzi, którzy liczyli, że ciężką pracą coś osiągną. Chcieli się odbić od dna. Niestety, to nie jest miejsce, gdzie to się może zdarzyć. Raczej można się na tym dnie znaleźć - opowiada.

Kilka rozmów z ajentami Żabki, przerwa na oddech i kolejne spotkania w innej części Polski. A do tego wertowanie wyroków sądowych, umów, decyzji prokuratorów. Joanna Jurkiewicz przez prawie dwa lata dokładnie analizowała zasady, na jakich sieć nawiązuje współpracę z ludźmi prowadzącymi sklepy. - Są zmęczeni, mają masę problemów finansowych - opowiada.

Na tej podstawie napisała książkę "Dekada ajentów. System agencyjny spółki Żabka Polska". Nie podaje w niej miast, z których pochodzą rozmówcy, ich wieku, nazwisk. Było dla niej oczywiste, że musi ich chronić. - To książka o ludziach zdeterminowanych i walecznych, którzy na różne sposoby próbują przetrwać w Żabce, przeciwstawiając się korporacji i obojętnemu państwu - mówi.

Książka się ukaże, bo na platformie Wspieram.to Jurkiewicz zebrała już pieniądze na publikację. Co ją najbardziej poruszyło? Kim są ludzie, którzy zostają ajentami sieci? O tym i nie tylko opowiada nam autorka.

Angelika Swoboda, Gazeta.pl: Załóżmy, że chcę zostać ajentem sieci Żabka. Co muszę zrobić?

Joanna Jurkiewicz: Musisz założyć jednoosobową działalność gospodarczą i podpisać umowę ze spółką Żabka Polska. Firma ta już na początku zabezpiecza się w ten sposób, że daje kontrahentowi do podpisu pusty weksel. Z zastrzeżeniem, że sieć ten weksel wypełni, kiedy współpraca się skończy, wpisując kwotę zobowiązań, jakie ma wobec sieci ajent.

Jaka to może być kwota?

- Teoretycznie może to być zero, ale w praktyce jest to raczej niemożliwe.

Taki straszak?

- Oczywiście. Czasem ten straszak w ogóle może nie być wykorzystany, ale ajent wie, że weksel jest. I to go dyscyplinuje. Choć niektórzy moi rozmówcy twierdzili, że od początku przypominano im, że podpisali weksel i lepiej, żeby nie podskakiwali. Byli też tacy, którzy - niczego nie podejrzewając - dawali weksel do podpisania na przykład małżonkowi czy dzieciom. I ci bardzo się bali, że po zakończeniu współpracy spółka naśle na ich bliskich windykatorów. A windykacja z weksla jest bardzo prosta, nie trzeba się sądzić. To kontrowersyjne. No i nie ma wyjścia: jak ktoś chce nawiązać z Żabką współpracę, musi weksel podpisać.

Co dalej?

- Ajent dostaje sklep, w którym właściwie wszystko poza kasą fiskalną, wagą i monitoringiem zapewnia spółka.

Zatem przychodzi na gotowe?

- To jest, niestety, złudzenie. Sklep nie jest własnością ajenta. To tak, jakby pracownik etatowy w korporacji powiedział, że dostał od swojego szefa biurko i komputer. To jest przecież tylko jego miejsce pracy. Dokładnie tak samo wygląda to w Żabce. A to, że ajenci się do tego przywiązują i czują, jakby to był ich sklep, to jest zupełnie inna sprawa. W ten sposób sieć buduje lojalność ajentów. To przemyślany mechanizm psychologiczny i nie wiem, czy można się na niego nie złapać. Przecież trudno pracować od 6 do 23 przez siedem dni w tygodniu w sklepie, w którym nic nie jest twoje. Ajenci ulegają tej ułudzie, a kiedy przejrzą na oczy, motywacja spada im praktycznie do zera i chcą rezygnować. Ale przez pewien czas, zwłaszcza gdy startują, rzeczywiście są pełni entuzjazmu.

I handlują.

- Tak, choć trudno precyzyjnie określić status takiego ajenta. Nie jest właścicielem sklepu, nie jest też samodzielnym podmiotem gospodarczym, ponieważ sieć nakłada na niego restrykcyjne ograniczenia. Bez jej zgody nie może on bowiem prowadzić innej działalności gospodarczej.

Poza tym ajent właściwie nie decyduje o niczym. Wszystko narzuca sieć, włącznie z tym, co ma być na półkach. Właściwie można powiedzieć, że jest sprzedawcą. Na pewno nie jest kierownikiem sklepu, a już o byciu właścicielem nie ma mowy.

Dużo zarabia?

- Dostaje marżę. Bardzo niską. W praktyce trudno jest za nią utrzymać sklep. Lwia część zysku wraca do spółki. Gdy pytałam ajentów, ile zarabiali, słyszałam przeróżne odpowiedzi. Niektórzy miesiącami generowali straty i byli na minusie.

Nie mieli klientów?

- Klienci są bronią obosieczną. Jak są klienci, to trzeba zatrudnić dodatkowego sprzedawcę. I pojawia się problem. Ajenci obchodzą go na różne sposoby, niektórym za darmo pomaga rodzina. Czasami, ale bardzo rzadko, biorą uczniów. Najczęściej jednak zatrudniają kasjerki, które wyzyskują. Na tym właśnie polega perfidia tego systemu. Spychanie kosztów na ajenta sprawia, że on przerzuca je dalej. Tak się dzieje, gdy ajent dostaje z sieci zalecenie, że ma sprzedać konkretny towar. Ale on mu nie schodzi, więc przerzuca problem na personel, mówiąc, że mają tak robić, żeby to sprzedać.

Kasjerki pewnie też nie zarabiają kokosów?

- Nie ma co ukrywać, że kasjerki zarabiają w Żabce bardzo źle. Prócz tego nie jest im łatwo. Wieczorami Żabki zamieniają się de facto w sklepy monopolowe, przychodzą głównie podchmieleni faceci. Zdarzają się naprawdę niebezpieczne sytuacje. To straszne, bo ofiarami tego systemu są nie tylko ajenci, ale też kasjerki.

A zarobki?

- Są różne. Niektórzy ajenci oficjalnie płacą kasjerkom najniższą krajową, a resztę dają im pod stołem. Część robi cuda: wymyśla bezpłatny okres próbny i manipuluje personelem, co miesiąc zwodząc obietnicą umowy.

Przerażające.

- Ajenci sami przyznają, że kasjerki też nie mają łatwego życia. Są trybikiem w całej tej machinie.

A może ajenci po prostu nie chcą im płacić i zrzucają winę na sieć?

- Ajenci są różni, to przecież tylko ludzie. Kombinują, żeby przetrwać. Niektórzy ściemniają i o nich wprost mówi się, że są cwaniakami. Manewrują, żeby nie płacić podatków. Albo tak manipulują systemem żabkowym, żeby nie zamawiać towaru, który im się nie sprzedaje.

To zrozumiałe. Po co mają zamawiać coś, czego ludzie nie kupują?

- Tak. Zwykły sprzedawca po prostu nie zamawia tego, co mu nie schodzi. Niestety, ajent nie może tego zrobić. Ktoś powie, że ajenci są cwaniakami. Z jednej strony - tak. Z drugiej jednak - kto chciałby płacić za cudze złe decyzje dotyczące zamawiania towaru?

Co robią z towarem, który muszą brać, a który im nie schodzi?

- Ogólnie rzecz biorąc, tak starają się manipulować systemem komputerowym, by on nie widział, że w sklepie nie ma rotacji. Tak robią sztuczki z obligatoryjnym systemem, by nie generować nowych zamówień. A towar, który się przeterminował, starają się zużyć. Piją napoje, jedzą stare makarony. Wszystko to, oczywiście, idzie w ich koszty.

Można powiedzieć, że znajdują się w sytuacji bez wyjścia?

- Nie o wszystkich. Część z nich słyszała od innych ajentów, że jest źle, ale kompletnie to ignorują. Myślą: "On był beznadziejny, mi się uda, bo jestem lepszy". Ale są też regiony o takim bezrobociu, że ludzie w to wchodzą, bo po prostu potrzebują pieniędzy. A w sklepie, tak się akurat składa, zawsze jest gotówka w kasie. Dlatego, choć zarabiają powiedzmy 900 zł miesięcznie, tkwią w tej Żabce. Jasne, za 900 zł trudno jest się utrzymać, ale - jak już mówiłam - w kasie gotówka jest codziennie. Pożyczają więc z kasy na życie, ale nie ma nic za darmo. Dług rośnie i pewnego dnia trzeba go będzie spłacić. I pojawia się sytuacja patowa. Muszą zostać w Żabce, bo gdyby chcieli zrezygnować, nagle pojawią się odkładane koszty. Zaległy podatek czy zadłużenie w ZUS-ie. Więc siłą bezwładu tkwią w sklepie. Nie bardzo wiedzą, co mogliby zrobić. No, a przede wszystkim nie mają pieniędzy, żeby pozamykać te wszystkie sprawy i pospłacać długi.

To działa trochę jak sekta?

- Nie, to by było zbyt proste. Ajenci mówią o sobie, że są mięsem armatnim. Są rozgoryczeni. Naprawdę się starali. Nie przyszli do Żabki, żeby być beznadziejnymi ajentami. Oni przyszli po to, żeby prowadzić te swoje sklepy, i niektórzy rzeczywiście prowadzili bardzo dobrze. Niektórzy ewidentnie mieli smykałkę do handlu, ściągali do nich klienci z całej okolicy. Budowali markę Żabki, a w zamian cały czas dokręcano im śrubę. Nie dostawali żadnej gratyfikacji, a gdy sytuacja na rynku się pogarszała i nie mieli na personel, musieli siedzieć w tym sklepie przez cały dzień.

I tak źle, i tak niedobrze.

- Na tym właśnie polega słabość tego systemu.

Jednak podpisują umowy i weksle z własnej woli.

To prawda, ale trzeba się zastanowić, jaki stopień nierówności umowy uznaje się za nielegalny. Owszem, możemy podpisać umowę, że będziesz dla mnie pracować za złotówkę i już. Trochę tak jest w Żabce. Mówi się, że nikt przecież ajenta nie zmuszał. Zadam więc pytanie - czy w państwie prawa coś takiego powinno się dziać? Że jedna osoba podpisuje taką niekorzystną umowę z wielką spółką? Jaka jest w tym równowaga?

Masz wrażenie, że ajenci są bezbronni?

- Wobec sieci są. Było parę spraw sądowych, ale nie skończyły się dla ajentów dobrze. Kilka lat temu prokuratura prowadziła postępowanie bazujące na wątku podobieństwa Żabki do sekty, był wątek manipulacji. Prokuratura przyjrzała się działaniu spółki i uznała, że wszystko jest w porządku, bo ajent podpisał umowę i wiedział, czego się spodziewać.

To może można się uczepić niekorzystnej umowy?

- Ja bym nie powiedziała, że system sprawiedliwości w Polsce jest szczególnie przyjazny osobom pracującym. Ajent w starciu z wielką spółką i jej prawnikami nie ma żadnych szans. I na razie nic nie wskazuje na to, by umowy z ajentami miały się zmienić.

Ajenci nie próbowali się zrzeszać?

- Był moment, kiedy powstało forum ajentów w internecie i wydawało się, że uda się coś ugrać. Zrobił się mały ferment. Takich inicjatyw ajentów było zresztą kilka. Niestety, wszystkie skończyły się fiaskiem. Tym ludziom naprawdę jest się trudno zorganizować. Mają masę problemów finansowych, są zmęczeni. A trzeba się nastawić na walkę, która nie wiadomo, kiedy się skończy, i nie wiadomo, czy skończy się sukcesem. Wiadomo natomiast, że będzie trwała bardzo długo.

I jest nierówna.

- Nie chcę się wypowiadać zbyt pesymistycznie, nie chcę, by z naszej rozmowy brzmiał defetyzm. Prawdą jest jednak, że ta walka jest niezwykle nierówna. Dysproporcje między jednym ajentem a siecią są wręcz gigantyczne. Jedna osoba nie ma żadnych szans.

Ci ludzie się boją?

- Wielu w ogóle nie chciało ze mną rozmawiać. Mówili mi wprost, że nie chcą mieć problemów, bo nadal są ajentami. Wierzyli, że nie ujawnię ich personaliów, ale mimo to mówili krótko: "Nie". Tak, bali się. Także dlatego, że każdy z nich na początku współpracy podpisał weksel in blanco. Sieć stosuje jakiś rodzaj bardzo silnej zależności między nią a ajentem.

Słyszałaś o kimś, kto by wygrał z siecią?

- Pojawiły się takie osoby, ale moje spotkanie z nimi nie doszło do skutku, bo zerwały ze mną kontakt. Ze wstępnych rozmów wynikało jednak, że może im się udać. Że dysponują argumentami, które będą mogły wykorzystać w tym starciu. Jeśli jednak masz na myśli jakąś spektakularną wygraną ajenta, to na żadną taką historię nie trafiłam. Znam jedną osobę, która skończyła dobrze, bo zaczęła na boku prowadzić inny własny biznes. I odżyła. Nie finansowo, ale psychicznie. Ten człowiek nagle zobaczył, jak to naprawdę jest być przedsiębiorcą, który o sobie decyduje. Wszystkie inne przypadki, które śledziłam, to były historie sporych długów. Nie wiem jednak, na ile sieć je ściąga. A przede wszystkim - na ile zakłada, że je ściągnie.

Kim są ci ludzie?

Często ajentkami zostają kobiety w wieku 50 plus, które są nieatrakcyjne dla pracodawcy. Zostają z długami. Jeśli szukasz historii ocieplających serce, to w mojej książce ich nie ma. Chociaż nie generalizujmy, że ajenci są wyłącznie ofiarami. Mamy przecież w tym łańcuszku wykorzystywane kasjerki. Poza tym to są ludzie, którzy mają jaja. Postanowili o siebie zawalczyć, chcieli coś zmienić. Potem próbowali się dogadać. To nie są bezwolne jednostki, które czekają na to, co im przyniesie los. Wykazali inicjatywę, ale w tym systemie nic nie zależy od nich.
Jaka historia poruszyła cię najbardziej?

- Trafiłam na historie rozbitych rodzin. Dzieci skłóconych z rodzicami, współmałżonków, którzy przestali się do siebie odzywać, bo jedno wzięło Żabkę wbrew drugiemu. Owszem, byli wśród nich cwaniacy, ale było też sporo biednych ludzi, którzy liczyli, że ciężką pracą coś osiągną. Chcieli się odbić od dna. Niestety, to nie jest miejsce, gdzie to się może zdarzyć. Raczej można się na tym dnie znaleźć.

Musiałam to przetrawić, stąd co jakiś czas robiłam sobie przerwy w wyjazdach. Byłam przygnębiona tymi historiami. W książce zawsze jednak starałam się podkreślać sprawczość ajentów. To, że próbowali te Żabki jakoś rozbujać. Że mieli siłę, by pracować. Owszem, można powiedzieć, że im nie wyszło. Ale porównajmy zasoby ajentów z kondycją sieci. Nie ukrywajmy, mają pod górkę. Ja myślę jednak, że jest w nich pewna determinacja i pewnego dnia zawalczą o siebie. Nie wiem jednak, czy uda im się bez pomocy z zewnątrz. I nie chodzi mi o media. Uważam, że pracownicy w Polsce powinni być silniejsi. Powinni mieć za sobą instytucje i państwo, które utemperuje pazerność biznesu.



O to, czy to prawda, zapytaliśmy rzecznika spółki Żabka Polska. Odpowiedzi udzielił nam mailem Krzysztof Andrzejewski, prezes Żabka Polska.

Angelika Swoboda: Czy prawdą jest, że ajent musi podpisać weksel in blanco, który spółka rozlicza przy zakończeniu współpracy?

Krzysztof Andrzejewski, prezes Żabka Polska: Żabka zapewnia ajentowi "gotowy do użycia" sklep - kompletnie urządzony i zaopatrzony. Ajent zobowiązuje się z kolei do prowadzenia go zgodnie z umową. Każdorazowo inwestujemy kilkaset tysięcy złotych - naturalnym jest, że umowa pomiędzy nami a ajentami jest zabezpieczona. Tym zabezpieczeniem jest weksel - narzędzie powszechnie stosowane w Polsce. W relacjach z naszymi ajentami stosujemy także deklarację wekslową, która pozwala na wypełnienie weksla tylko zgodnie z umową, na kwotę wyłącznie udokumentowanych strat. Przy zakończeniu współpracy rozliczamy go po dokonaniu końcowego remanentu.

A zatem jest to zabezpieczenie przewidziane prawem obowiązującym od 1936 r., a nie żaden "straszak" ani "kontrowersyjne rozwiązanie", jak próbuje Pani sugerować. Takie zabezpieczenie jest stosowane powszechnie, zarówno pomiędzy firmami, w tym w innych systemach franczyzowych, jak i osobami prywatnymi. Inne firmy stosują dużo silniejsze narzędzia zabezpieczające, np. gwarancję bankową. Obecnie ponad 3 tysiące osób jest naszymi ajentami. Wiemy, że w większości przypadków są zadowoleni - osiągnęli sukces finansowy, stabilizację, a model współpracy z naszą firmą jest dla nich satysfakcjonujący.

Czy prawdą jest, że ajenci muszą brać towar, którego nie chcą i który im się nie sprzedaje?

- W naszym wspólnym interesie jest sprzedaż towaru dobrego i atrakcyjnego - zmuszanie ajentów do kupowania towaru, który się nie sprzedaje, byłoby ekonomicznie nieracjonalne. Żabka otrzymuje pieniądze od ajentów dopiero po sprzedaży towaru. Natomiast standaryzacja towaru jest charakterystyczna dla franczyzy - a taki jest charakter sieci Żabka. Spółka na bieżąco analizuje popyt na poszczególne produkty i dobiera najchętniej kupowane przez klientów.

Pani Joanna Jurkiewicz wykonała w latach 2010-2011 znaczącą pracę, dokumentującą ówczesne relacje pomiędzy ajentami a spółką Żabka Polska. Z materiałów, które dotychczas opublikowała, wynika, że miała również dostęp do poufnych dokumentów spółki, w tym umów pomiędzy naszą firmą a ajentami. Niestety, nigdy nie zwróciła się o weryfikację zebranych informacji, nad czym ubolewam, bowiem jej wnioski byłyby być może ciekawym i cennym źródłem informacji o problemach lub wyzwaniach, o których nie usłyszeliśmy podczas cyklicznych spotkań z ajentami lub spotkań Rady Ajentów, które odbywamy co najmniej dwa razy do roku.

W ciągu ostatnich 5 lat wiele problemów udało nam się już dawno rozwiązać. Ten związany z "towarem, który się nie sprzedaje" - już w początkach kształtowania modelu biznesowego. Potwierdzam oczywiście, że ajent sprzedaje towar, który objęty jest zastrzeżeniem prawa własności. Liczba artykułów w sklepie, ich ułożenie na półkach, stosowane promocje są oparte o nasze wieloletnie doświadczenie i znajomość rynku, nawyków klientów, także tych z małych rynków lokalnych. Dlatego asortyment dostosowujemy do typu i położenia placówki, często sprzedajemy też towary regionalne. Porównując do sklepów konkurencji, Żabki osiągają lepsze wyniki, parametry sprzedażowe.

Czy prawdą jest, że umowy są dla ajentów bardzo niekorzystne, m.in. dostają oni zaledwie parę procent zysku, jaki wypracowuje sklep, a lwia część trafia do sieci?

- Handel produktami spożywczymi oparty jest na niewielkiej marży, a dużym obrocie. Dlatego nawet przy marży nieprzekraczającej 10% dochody są często znaczące. Poza tym oprócz procentu od sprzedaży ajenci otrzymują dodatkowe wynagrodzenia, uzależnione od spełniania wewnętrznych parametrów. Uważam, że umowy są korzystne zarówno dla ajentów, jak i dla Żabki. Jestem też przekonany, że pojęcie wolności jest pani Joannie Jurkiewicz podobnie bliskie jak nam. Jak dotychczas żaden sąd nie podważył umów zawieranych przez nas z ajentami, co znaczy, że żaden sąd nie dopatrzył się w nich niewłaściwych zapisów. Dlaczego prawo miałoby zabraniać dorosłym osobom podpisywania umów z firmami, nawet jeśli są to duże firmy, takie jak Żabka Polska? Dlaczego prawo miałoby ubezwłasnowolniać tych Polaków, którzy chcą skorzystać z szansy na polepszenie swojego życia, na realizację swoich marzeń, nie tylko tych finansowych. Proszę to zaproponować znaczącej większości naszych ajentów... Oni - jak mówi pani Joanna Jurkiewicz - i tu się z nią zgadzam, postanowili o siebie zawalczyć, jest w nich determinacja. I oni tworzą sukces swój i Żabki.

Rzeczywiście, podejmując własną działalność gospodarczą podejmują pewne świadome ryzyko, ale dzięki temu mogą zarobić zdecydowanie więcej niż pracownik.

Ajenci otrzymują do zarządzania w pełni zaopatrzony sklep, którego koszty urządzenia i wyposażenia ponosi przede wszystkim Żabka Polska. "Przychodzi na gotowe", jak to pani ujęła w rozmowie z panią Jurkiewicz. Podobnie jak "na gotowe przychodzą" np. dziennikarze, z którymi wydawca podpisuje umowę o dzieło lub umowę z osobą prowadzącą jednoosobową działalność gospodarczą, udostępniając jej komputer, biurko, kamerę czy dyktafon. Rzeczywiście, podejmując własną działalność gospodarczą podejmują pewne świadome ryzyko, ale dzięki temu mogą zarobić zdecydowanie więcej niż pracownik i bardziej elastycznie kierować swoim życiem.
Pomoc prawna w sprawach wekslowych
kancelaria (małpa) kpwig.pl
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości